wtorek, 17 września 2024

Portugalia - Porto, część I

Kiedy wyjeżdżałam do Portugalii, w Polsce trwała wielka powódź. Po przylocie okazało się, że w Porto jest 34 stopniowy upał. Nie przewidziałam jednak tego, że po pierwszej nocy obudzę się w całkowicie innych okolicznościach. Portugalia zapłonęła. Spojrzenie w okno, zaskoczenie i myśl: mgła. Nie, to nie byłam mgła. Szary dym zasnuł całe miasto. Widoczność okazała się bardzo słaba,  zwiedzanie straciło na atrakcyjności, bo wiadomo, że Porto to wzgórza, miejsca widokowe i podobno przepiękne krajobrazy. Od poniedziałku do środy włącznie nie udało mi się tego docenić, potem było ciut lepiej. Koryto rzeki wypełnione dymem. Kto miał, ten zakładał maseczkę, miałam i ja, bo czasu tak zwanej pandemii w najmniejszej przegródce torebki przypadkowo zostały mi tam dwie sztuki. Na widok gromady zamaskowanych ludzi wróciły wspomnienia z tego nieszczęsnego okresu. Telewizja nie pokazywała nic innego oprócz szalejącego ognia i łun pożarów. W dwa dni spłonęło tyle lasów, ile w pozostałe pół roku łącznie. W akcji ratowniczej brało udział 5000 strażaków oraz policja, wojsko i oczywiście miejscowa ludność. Po dwa helikoptery ratownicze przekazały do akcji gaszenia każdy z krajów sąsiadujących czyli Francja i Hiszpania, ale także Włochy i Grecja. W Polsce o pożarach portugalskich prawie w ogóle w mediach się nie pisało, sprawdzałam, ale to nic dziwnego, bo mamy swoje nieszczęście czyli wielką wodę. W związku z taką sytuacją, plany moje legły w gruzach. Zamknięto bowiem autostrady oraz trasy kolejowe. Odwołano kursy w Dolinę Douro, nie mogłam dojechać do Bragi ani do Coimbry. W ostatnich dniach ledwo zdążyłam "zaliczyć" Lizbonę i to jest dobre słowo, bo jeden dzień w Lizbonie, to jak polizać lizaka przez szybę. Czas więc mi mijał na zwiedzaniu kościołów i innych przybytków w Porto:) Pojechałam też dwa razy nad ocean, ale tam sytuacja nie była lepsza, więc szałowych zdjęć nie będzie. I dodatkowo zepsuł mi się aparat fotograficzny, zwlekałam z zakupem czegoś porządniejszego i to jest chyba ten czas na zakup nowego.

Zatem po kolei albo i nie.

Poranek dnia drugiego, kiedy poszłam do sklepu po śniadanie: słońce nie może przebić się przez chmury dymu. Wszystko wokół ma pomarańczową poświatę.


Idę do marketu takim "słodkim" chodnikiem:)


Kolejne zaskoczenie: proziaki w portugalskim markecie:) A myślałam, że można je zjeść tylko w Podkarpackiem albo na Roztoczu:) Od razu poczułam się jak w domu.


Po śniadaniu ruszyłam w miasto. Mieszkałam prawie w centrum Porto, miasto jest rozległe, ale do najważniejszych zabytków miałam tylko niecałe 30 min pieszo. Można było metrem lub autobusem i czasem korzystałam, ale do przemieszczania się na dalsze odległości. Poza ścisłym centrum Porto jest miastem kontrastów, są tam bowiem i bardzo duże nowoczesne budowle i arterie, jak i stare walące się budynki, i nie mam na myśli obrzeży miasta, tylko centrum. Nie będę jednak za bardzo straszyć potencjalnych amatorów wyjazdu do Porto widokami opuszczonych kamienic, czasem nadpalonych, często z oknami i drzwiami zabitymi deskami. 


Nie będę też tu opisywać historii miasta i zabytków, jest tego w Internecie mnóstwo i nie ma co powielać, szczególnie, że  można znaleźć strony naprawdę wartościowe opatrzone pięknymi zdjęciami. Ja z nich korzystałam przed i w trakcie wyjazdu, naczytałam się wielu interesujących rzeczy o zwiedzanych zabytkach i miejscach i to jest ta najistotniejsza wartość wyjazdu, mimo niesprzyjających okoliczności.

Rozglądałam się też za tym, czego w przewodnikach nie ma, a co świadczy o atmosferze miasta.

 
Jedną z ulic upodobał sobie chyba wielbiciel kobiet i kotów, bo ich wizerunkami ozdobił ściany i inne powierzchnie, takich murali było tam pewnie blisko dziesięciu:)




W Porto każdego dnia mijałam wiele pomników, myślę, ze kilkadziesiąt, w różnych dzielnicach miasta, jak np. ten poświęcony żołnierzom I wojny światowej w okolicach Placu Alberta.


W związku z dokuczliwym smogiem, idę zwiedzać wnętrza zabytków. I z tych dwóch dni nie ma sensu prezentacji większej ilości zdjęć z zewnątrz, bo będą wyglądały tak, jak to, na którym widać poniższy kościół, a właściwie dwa kościoły w jednym czyli Igreja do Carmo oraz Igreja das Carmelitas przedzielone budynkiem o szerokości zaledwie 1 metra. Tak wąski budynek został zbudowany, aby wypełnić ówczesne prawo, które mówiło, że dwa kościoły nie mogą dzielić ze sobą muru.
Kościół powstał w XVIII w stylu późnobarokowym, wyłożony jest błękitnymi płytkami azulejos, a we wnętrzu zawiera skarby rzeźby i malarstwa oraz wystawy i punkt widokowy. Oczywiście obejrzałam wszystko dokładnie, za jedyne 5 euro.


 
Przed kościołem na dziedzińcu szkoły wyższej stoi 100-letnia fontanna w stylu rzymskim.


Brak ostrości i pomarańczowy kolor zdjęć to efekt zawieszonych w dymie cząsteczek chemicznych, które też się "fotografują".


Dzielnica Ribeira, w której znajdują się najważniejsze zabytki, wpisana jest na listę dziedzictwa UNESCO. To tu zaczęło się tworzyć współczesne miasto Porto. Pierwotna zabudowa spłonęła w XV wieku, ale ją odbudowano i sukcesywnie rozbudowywano. Obecnie istniejące budynki pochodzą głównie z okresu po XVIII wieku, kiedy to João de Almada e Melo – wielki urbanista portugalski dokonał rewolucyjnej przebudowy nabrzeża rzeki Douro. 








 
W tle ratusz.











Czas obejrzeć Most Luis I w Porto, czyli most Ludwika I, najsłynniejszy most w całym Porto, a może nawet w całej Portugalii. Most łączy Porto z miastem Vila Nova de Gaia. Zbudowany w latach 1881 i 1886, przebiega nad rzeką Douro. W momencie ukończenia był najdłuższym tego typu mostem na świecie. Pierwszy plan mostu przygotował słynny Gustave Eiffel, ale przegrał ze swoim uczniem niemieckim inżynierem Théophilem Seyrigiem, który przedstawił projekt mostu 2-poziomowego. Do mostu poszłam po swojemu czyli wąskimi uliczkami nabrzeża, a nie trasą dla turystów:)

 
Dym wszędzie, ale widać w tle mury obronne Porto, a właściwie ich resztki. Niewielkie romańskie mury istniały na terenie miasta już w XII wieku, ale porządne fortyfikacje zbudowano w XIV wieku. Nosiły nazwę Murów Ferdynanda na cześć króla Portugalii Ferdynanda I i aż do XIX wieku broniły dostępu do miasta.


 
W drzwiach mieszkania ktoś urządził sobie maleńki sklepik:)


Górnym poziomem mostu prowadzi trasa metra. Metro w Porto jest naziemne.

 
Nawet pod mostem można kupić pamiątki z portugalskimi motywami.


I oto sam most Ludwika I.










Przez most udaję się do Vila Nova de Gaia, zatem cdn:)