czwartek, 29 czerwca 2023

Prawie Bieszczady - znowu:)! Góry Sanocko-Turczańskie

W Góry Sanocko-Turczańskie mogę jeździć zawsze. Pogoda była piękna, więc ruszyłam, tym razem w towarzystwie, zatem plan pobytu dostosowany nie do mnie.  Godzinę przed osiągnięciem celu, czyli przed Soliną,  zaczęło padać:) I  przestawało tylko czasem i na chwilę. 

Uwaga, Solina  - wbrew pozorom i piosenkom - nie leży  w Bieszczadach. Prawdziwe Bieszczady - jadąc od Soliny - zaczynają się dopiero w Wołkowyi. W 2022 r. uruchomiona została w Solinie kolej gondolowa. Jej trasa biegnie obok zapory. Pechowo godzina naszego przejazdu zbiegła się z porą oberwania chmury:) Zatem zamiast pięknych zdjęć z kolejki w Solinie mogę pokazać tylko tyle, co niżej. Zapewniam jednak, że "przelot" nad zalewem był pełen emocji, wagonikiem bujało w przód, w tył i na boki, wiatr świszczał i jęczał, a przez szczeliny do wagonika wlewała się woda:) Przy dobrej pogodzie tej adrenaliny nie uświadczy:)

Ale zanim doszło do tych "atrakcji", to na na dolnej stacji kolejki linowej zobaczyliśmy wirtualną makietę Zalewu Solińskiego  pokazującą proces zalewania terenów wsi Solina, Zadział, Podkaliszcze, Taleśnica Sanna, Horodek. Pod zalew wyburzonych zostało kilkaset domów, budynków gospodarczych, nie mówiąc o przepięknych cerkwiach, które były symbolem regionu. Przesiedlonych zostało ok. 3 tys. mieszkańców.  Skutkiem ubocznym projektu zalewania Soliny było pozostawienie wielu szczątków dawnego życia na dnie zbiornika - można tam jeszcze znaleźć niewykarczowane drzewa, fragmenty nierozebranych budynków, piwnic, a  nawet przedmioty użytku codziennego. 

Zapora w Solinie zbudowana na Sanie w latach 60. XX wieku była wówczas jednym z największych tego typu obiektów w Europie. Ma powierzchnię ponad 22 km kw. i pojemność 472 milionów metrów sześciennych wody.










Zaporę oglądałam już tyle razy, że po zakupie obowiązkowych pamiątek ruszyliśmy "do króliczków" czyli Wiejskiego ZOO w Berezce. Polecam. Kilka godzin spokoju, bo dziecko dostaje wiaderko z karmą dla zwierząt i znika:) 







Zwierząt jest więcej: osiołek, owce duże i małe owieczki, osiołek, kaczki, perliczki, gęsi, nutrie, wieprzek ... Można nawet wydoić krowę:) I sprawdzić, jak wygląda wychodek:)


A jak trzoda nakarmiona, czekają inne rozrywki.







 
I strzelanie z procy do Angry Birds, i rzucanie kaloszem w kręgle, trampolina, klasyczny plac zabaw, sklepik z pamiątkami i słodyczami... 
Pół dnia minęło nie wiadomo kiedy i nawet deszcz się zlitował i nie padał:)

Na koniec dnia szukaliśmy bunkra Mołotowa w Bóbrce. Bunkry, które znajdowały się w okolicy Sanoka, zostały częściowo wysadzone przez Niemców podczas przełamywania linii w 1941 roku. Resztę zniszczyły idące na Berlin wojska radzieckie w 1944 roku. Dzieła zniszczenia dokończyły po II wojnie światowej wojska polskie, by schrony nie stanowiły oparcia dla UPA. Bunkry tak lokalizowano w terenie, aby nawzajem blokowały przedpole ogniem krzyżowym, a jeden z nich położony wyżej mógł wspierać ogniem dwa bunkry położone niżej lub obok. W schronach były podziemne zbiorniki paliwa oraz generatory prądotwórcze. W otoczeniu schronów stawiano sztuczne przeszkody terenowe, np. „schody Tytana” utrudniające przemieszczanie się czołgów, „zęby smoka”, czyli betonowe zapory przeciwpancerne oraz zasieki z drutu kolczastego dla piechoty.

Znaleźliśmy jeden w okolicach kamieniołomu i Bieszczadzkiego Serca.



Kamieniołom w Bóbrce jest nieczynny i trafił w prywatne ręce, nikt już nie dba o ścieżki i ich bezpieczeństwo, więc szlak na szczyt Koziniec przez kamieniołom zamknięto. Można tylko popatrzeć na okolicę od podnóża.



 
Widać stąd m.in. górę Suche Berdo. Na niej krzewy o czerwonym listowiu w kształcie serca, posadzone przez indyjskiego męża polskiej żonie po jej nagłej śmierci. Prowadzony przez nich hotel Solinianka znajduje się w pobliżu, wygląda bardzo charakterystycznie z powodu nietypowego kształtu domków - ale to obiekt z wysokiej półki, nie na moją kieszeń, więc wolę mieszkać w agroturystyce:)

Kolejny dzień, kolejne atrakcje, każdemu to, co lubi:)


Żegnamy Bóbrkę i jedziemy do Muzeum Kultury Bojków w Myczkowcach. 
Bojkowie to ludność, która przez wieki  zamieszkiwała pogranicze Polski, Ukrainy i Słowacji, od Wysokiego Działu w Bieszczadach do doliny Łomnicy w Gorganach. Ich tereny graniczyły z ziemiami Hucułów od wschodu, a od zachodu z terenami, gdzie mieszkali Łemkowie. Sami siebie nazywali „Hirniakami” i „Werchowyńcami”, czyli „ludźmi gór”. Bojkami nazwali ich prawdopodobnie Hucułowie, a nazwa wzięła się od zajęcia, jakim się trudnili, czyli od hodowania wołów  - bojków. Na przełomie XIX i XX wieku Ukraińcy próbowali uświadomić Bojków, że więcej łączy ich z Ukrainą, niż z Polską, jednak ci pozostali niezainteresowani ukrainizacją uważając się za ludność odrębną od wszystkich. Jeśli już mieli się z kimś bratać, to preferowali kontakty z Polakami aniżeli Ukraińcami. W czasie II wojny światowej Bojkowie stanowili 80% ludności zamieszkującej Bieszczady. Niemcy wszystkich mieszkańców południowo-wschodniej Polski uważali za Ukraińców. Po wojnie i ludobójstwie na Wołyniu, komuniści  rozprawili się ze wszystkimi tymi „Ukraińcami” z Bieszczad i po prostu ich stamtąd deportowali. W czasie Akcji „Wisła” tylko z powiatu leskiego wywieziono w głąb Związku Sowieckiego 25 tysięcy osób. Jeszcze w 1951 roku, w czasie korekty polsko-sowieckiej granicy, deportowano z Bieszczad kolejne tysiące ludzi. W ten sposób Bojkowie przestali istnieć, rozproszeni po wielkim obszarze ZSRR. Do dziś zostało po nich w Polsce tylko kilka cerkwi, stąd starania właścicieli muzeum o odnalezienie pamiątek po Bojkach i przybliżenie współczesnym ich życia zasługuje na uznanie. Zbiory są różnorodne i bogate, zajmują dwie kondygnacje.










 Najbardziej podobały mi się stare fotografie, których są tu setki.

W dalszej drodze do Leskiego Kamienia natknęliśmy się na Piernikową Chatkę w Glinnem. W ofercie był lot na miotle, więc też się skusiłam:)



 


 
W Chatce można piec pierniczki.



A w tym namiocie lata się na miotle (elektronicznej) do Kamienia Leskiego (elektronicznego).


Prawdziwy Kamień Leski jest tuż obok. Kamień wysokości ok. 410 m n.p.m to oryginalny pomnik przyrody nieożywionej zbudowany z piaskowca krośnieńskiego. Swój kształt zawdzięcza erozyjnym oddziaływaniom atmosferycznym i mieszkańcom okolic, bowiem w XIX stuleciu u jego podnóża pozyskiwano kamień do budowy domów i dróg.





Ostatni etap naszej podróży to Zagórz. Odwiedziłam kilka lat temu i porównując, widzę, że ruiny klasztoru skomercjalizowały się. W 2015 roku powstał duży budynek biurowy tzw. centrum kultury, jest tam wystawa i ... kasa:) Za wejście na wieżę trzeba teraz zapłacić. Teren jednak jest zadbany, więc dobrze, że ma gospodarza i promocję.
Ruiny Klasztoru O.O. Karmelitów Bosych pochodzące z XVIII w. usytuowane są na malowniczym wzgórzu, z trzech stron otoczonym wodami rzeki Osławy. Jest to zespół barokowy o charakterze obronnym fundacji Jana Franciszka Stadnickiego. Stadnicki zajmował się tu organizowaniem ochrony ziemi przed rozbójnikami. Pod koniec 1712 pracował w Lublinie i Warszawie, w styczniu 1713 roku musiał wrócić w przemyskie, aby chronić swe dobra przed łupiącymi je wojskami, w lutym był już znowu na radzie senatu w Warszawie. Podjął odbudowę zamku leskiego po zniszczeniach szwedzkich, odtworzył ogród w stylu włoskim z rzeźbami i fontanną. Zmarł w Krasnymstawie, pochowano go w Lesku 28 lutego 1714.
Za życia aktywnie skupował dobra za znaczne sumy, m.in. Iwonicz i Arłamów. Posiadał także miasteczko Turzysk w wołyńskim. Po śmierci Stadnickiego w skarbcu znaleziono 520 799 zł w tynfach, szelągach, talarach bitych i monecie czeskiej.  

W obrębie murów Klasztoru Karmelitów znajdował się kościół, klasztor, dwie baszty, piętrowa kordegarda, budynki gospodarcze. W 1772 roku wybuchł pożar, który wyrządził znaczne szkody w zabudowaniach. Klasztor odbudowano, ale nigdy nie odzyskał swej dawnej świetności. Kolejny pożar w 1822 r. zniszczył całkowicie wiązanie dachowe klasztoru, a po 7 latach nastąpiła likwidacja klasztoru - część wyposażenia świątyni trafiła do kościoła parafialnego w Zagórzu.
Do ruin prowadzi droga, wzdłuż której można oglądać stacje drogi krzyżowej wyrzeźbione przez różnych artystów.












 Z wieży rozległe widoki na zagórską cerkiew i na Osławę.







Jak widać, pogoda znów postanowiła nas postraszyć czarnymi chmurami, więc na tym zakończyliśmy podbieszczadzką wycieczkę. Bo tak naprawdę odwiedzone tereny to nie Bieszczady, tylko Góry Sanocko-Turczańskie. Ale kto nie słyszał o takich górach, to powiedziałby, że był w Bieszczadach.