czwartek, 26 września 2019

Wyspa Νίσυρος, Nísyros, Nissiros... w każdym razie na pewno w Grecji:)

Spotkałam się z różnymi nazwami tej wyspy, zostanę przy Nisiros. Leży sobie na Morzu Egejskim takie kółeczko z dziurką w środku, to wyspa w archipelagu Dodekanezu, która mnie zauroczyła. Zaledwie 8 km średnicy, a ileż atrakcji i urody. A skąd się tu wzięła ? Ano stąd, że Posejdon oderwał fragment wyspy Kos i rzucił w jednego z gigantów, by uniemożliwić mu ucieczkę. I tenże biedak leży nadal pod wyspą, a jak się ocknie, to próbuje wstać. Tak było w  roku 1888, w latach 1871 i 1873 oraz 1996-1997. Objawia się to wzmożoną aktywnością wulkanu położonego w środku wyspy - ziemia drży, wulkan kicha i prycha:) A tak poważniej, to aktywny sejsmicznie teren obejmuje dno morskie pomiędzy Nisiros a Kos, wysepkę Jali, a także część wyspy Kos. Szczęśliwie nie doświadczyłam, choć mój wyjazd na wyspę Kos udał się za drugim podejściem, gdyż ten sprzed dwóch lat nie doszedł do skutku, jako że podczas trzęsienia ziemi uszkodził się mój hotel. No i wtedy zrezygnowałam.
Wracając do Nisiros. Rejs został wykupiony w Kardamenie. Z miasta Kos do Kardameny można dostać się autobusem za 2,10 Euro. Cena biletu na statek na Nisiros zależy od przewoźnika. Sama Kardamena to kurort, gdzie nie ma nic do zwiedzania, bo zabudowę tworzą same hotele i restauracje, nie ma tu także greckiej atmosfery, jest za to mnóstwo pijanej niemieckiej młodzieży, więc spokojnie można sobie to miasto odpuścić. 
Wypłynięcie z portu:


 Mały kapitan:)










Kto ma w domu pumeks ? Ten prawdziwy, brzydki i szarawy ? Nie ten syntetyczny, kolorowy i pachnący. Jeśli ktoś ma to na 100% pochodzi z tego miejsca - z wyspy Jalia. Kilkanaście zatrudnionych tu osób wydobywa tyle pumeksu, żeby zabezpieczyć w 100% zapotrzebowanie całego świata. Oprócz tego wydobywa się obsydian wykorzystywany przy produkcji szkła, będącego lokalnym produktem wyspy Nisiros.








Zbliżamy się do Nisiros.


W pierwszej kolejności krętymi wąskimi drogami jedziemy autokarem do wsi Niki.



Kręte uliczki prowadzą na wzgórze z maleńkim ryneczkiem i cerkiewką.
























Z prawie każdego miejsca na wzgórzu roztacza się widok na wulkan w stanie spoczynku, o wdzięcznym imieniu Stefan:).












Weszłam do środka krateru. Tu dla odmiany jak w piekle: śmierdzi siarką, bulgocze pod stopami gotująca się lawa i spod powierzchni wydobywa się gorąca parą wodna. Robi wrażenie. Nigdy wcześniej nie widziałam wulkanu.





Na koniec wizyta w Mandraki. Jest to rolnicza wioska położona nad samym morzem. Nie brakuje jej urody, białe domy, błękitne okiennice, zaułki, kolorowe kwiaty - wszystko to powoduje, że chciałoby się tu zostać na długo:)





W miasteczku główną atrakcją jest jaskinia (klasztor) z cudownym obrazem Panny Marii. Maryja ma lewą rękę większą, bo w dłoni ma umieszczoną miniaturową ikonkę znalezioną w pieczarze.  Ta ikonka zaniesiona w XV w do kościoła, kilka razy "uciekała"  stamtąd, więc jej postawili osobny klasztor z kościołem i wsadzili w tę srebrną rękę. Legenda taka:)





Wyżej po prawej: święty oryginał...
Na dole: kopia