niedziela, 7 października 2018

Podkarpackie zakończenie sezonu motocyklowego - Kalwaria Pacławska

Przyjechałam wiedziona intuicją, już z samego rana, ponad dwie godziny przed czasem rozpoczęcia - potem swoim pojazdem już bym się nie wbiła:) Razem ze mną z kwatery w Huwnikach wyruszyli dwaj panowie na swoich rumakach, oczywiście oni wysforowali się do przodu, a ja jadąc 50-tką "zwiedzałam":) Z Huwnik to blisko i okolica bardzo malownicza, szkoda tylko, że wczorajsze słońce nie wróciło po nocy. Ostatnie 1,5 km to kręta droga, mocno pod górę, czasami tak mocno, że motocykle jadące w kawalkadzie gasły, motocykliści wzajemnie pomagali sobie, żeby się nie stoczyć z górki, podpierali przednim kołem tylne koła poprzedzającego motoru i tym sposobem wdrapywali się na górę z sanktuarium, gdzie na 11.00 zaplanowana była uroczystość zakończenia podkarpackiego sezonu motocyklowego.




Niektórzy przyjechali dzień wcześniej i nocowali koło ... cmentarza:)) Nie było to konieczne, ponieważ na terenie jest bardzo duży dom pielgrzyma (niżej na zdjęciu). Ale widać taki mieli kaprys, żeby w październiku przy 5 stopniach w nocy biwakować w sąsiedztwie nagrobków:)






Pierwsze motocykle przyjechały około 9.00 i jechały... jechały.... do około 12.00. Przez trzy godziny tysiące motocykli pojawiły się na placu, na sąsiadujących uliczkach, na łące za cmentarzem, pod domem pielgrzyma,  w alejkach do wieży widokowej.


































Podjazd był tak stromy, że bez rozpędu trudno było wjechać, a rozpędzić się w tym tłumie nie było możliwości. Ale od czego nogi?:)




  Tłumek przy wjeździe do miejscowości nie znikał prawie przez trzy godziny.






Tradycyjnie, motórzyści oddawali honorowo krew.







Yeti ??? :) Nie, to tylko żołnierze "reklamujący" swoją jednostkę wojskową:) Przynajmniej było im ciepło, bo pogada zaczęła się nieco psuć:)

















=