piątek, 24 marca 2023

Bieszczady

W marcu jeszcze nie byłam w Bieszczadach. Hmmm... Muszę sprawdzić, a jakim miesiącu nie widziałam Bieszczad i nadrobić to w tym roku:) Na pewno nie byłam w grudniu:) Tym razem moim celem był Dwerniczek. Ale to potem. Ponieważ podróżuję z psem, Bieszczady Wysokie są dla mnie zamknięte, więc przynajmniej pojeździłam i pochodziłam sobie u ich podnóża, ucinając także bardzo miłą pogawędkę ze strażą graniczną. Patrol spotkałam idąc pieszo do Wołosatego drogą Bogusi Kranz, która będąc sołtysem wsi doprowadziła do budowy drogi z Ustrzyk

Obok torfowisko Wołosate, ale na oglądanie flory jeszcze za wcześnie.

Panowie pogranicznicy (w pobliżu jest granica na przełęczy Beskid) zachęcali mnie do wejścia na szlaki Parku z psem, twierdząc, że nikt teraz tego nie pilnuje, a nawet jak jakimś cudem spotkam patrol straży parkowej, to zazwyczaj tylko pogrożą i pozwalają iść. Mimo to nie zdecydowałam się, ponieważ po prostu nie byłam przygotowana na takie warunki. Poza tym jeszcze w epoce sprzed psa zdobyłam już  wszystkie szczyty Bieszczad Wysokich.





W okolicach Ustrzyk Górnych zrobiłam piknik przy wodospadzie na potoku Wołosatym.



Dalej: zakupy koziego sera w Smolniku i wizyta w tutejszej cerkwi. Świątynia - pw. św. Michała Archanioła, obecnie kościół rzymskokatolicki - stoi samotnie pośród starodrzewiu, obok znajduje się cmentarz cerkiewny oraz grzebalny z zachowanymi kilkoma nagrobkami. Niegdyś obiekt ten znajdował się w centrum wsi, a Smolnik stanowił jedną całość z pobliskim Procisnem. Teraz wsi już nie ma, są tylko pojedyncze współczesne domy, np. kozia farma,  Karczma Wilcza Jama.



21 czerwca 2013 cerkiew w Smolniku nad Sanem została wpisana na listę UNESCO.


Po przejściu frontu w 1944 roku wieś Smolnik włączono do ZSRR. We wsi powstał kołchoz, mieszkańcy zaczęli odbudowywać swoje domy.
W 1951 roku Smolnik powrócił do Polski - bez mieszkańców, których przesiedlono do obwodu nikołajewskiego. Wszystkie domy rozebrano w latach 50 i 60 ubiegłego stulecia. Ocalała jedynie cerkiew. 

W niedalekiej odległości leży wieś Stuposiany. Tam odwiedzam stary cmentarzyk. Na teren cmentarza prowadzi drewniana kładka, obok tablica drewniana z wyrzeźbioną sylwetką stuposiańskiej cerkwi oraz dzwonnicy. Cerkwi nie ma od dawna.






Nagrobek Marcelego Wisłockiego, zmarłego w roku 1897 ostatniego przedstawiciela rodu władającego wsią przez blisko 300 lat. 







Przetrwało tylko tyle. Pozostałe nagrobki zużyto do budowy drogi. W 1944 r. W rejonie Stuposian operowały różne formacje partyzantki sowieckiej i UPA. W czasie przechodzenia frontu zniszczono część zabudowy. Ostatecznie w 1946 r. wysiedlono prawie wszystkich mieszkańców do ZSRR, zaś zabudowa wsi została spalona.

Następny dzień to realizacja mojego głównego planu wycieczki - Dwerniczek nad Sanem. Dweri. Drzwi. Dwerniczek. Drzwiczki:) Drzwiczki do Bieszczad:) Tutaj najbardziej ciekawił mnie Rezerwat  "Śnieżyca wiosenna". Nie, nie padał śnieg, choć faktycznie wokół było biało:) Powierzchnia rezerwatu to prawie 5 ha, a jego celem jest ochrona karpackiej śnieżycy dla celów dydaktycznych i naukowych. Kwitnie krótko, tylko w marcu, przez około 2 tygodnie.










Napatrzywszy się na połacie śnieżycy, zeszłam jeszcze nad pobliski San, akurat w miejsce, gdzie łączył się z większą koleżanką mały potok:)



 

W niedalekiej odległości znajduje się na Sanie kładka, potocznie nazywana wiszącą lub wiszącym mostem, która została niegdyś przerzucona przez San ze względu na urzędujących po drugiej stronie rzeki harcerzy. To takie coś, co na zdjęciu niżej sterczy między drzewami:)




 
Z kładki ładne widoki na San, a za Sanem duża polana, na niej małe letnie domki po obozie harcerskim. W lesie leżał jeszcze śnieg. Wróciłam "przed" San i wybrałam pieszy szlak Pasmem Otrytu w kierunku Hulskiego, może nawet z wejściem na Szczyt Trohaniec (938,8 m.n.p.m.), który jest najwyższą kulminacją Pasma Otrytu leżącego w Bieszczadach Zachodnich albo do schroniska Chata Socjologa. 

Najpierw szło się bardzo fajnie, temperatura sięgała 15 stopni na plusie, potem było dość stromo, potem pojawił się śnieg...


 Brzoza ze świerkiem w symbiozie:)










Pies z nieco obojętną miną wąchał bardzo liczne ślady raciczek, może sarnie lub jelenie, może dzicze - nie znam się. A potem nagle ułożył ogon i kark równolegle do grzbietu, zjeżył sierść, podniósł lewą przednią łapę... znaczy, polować będzie. Ale na kogo, skoro ani sarny ani dziki go nie obchodziły ??? Podeszłam bliżej, a tam taki oto ślad.



Bynajmniej nie jeden, kilka w poprzek szlaku. No nic innego, jak miszka! Na zdjęciu ślady przedniej łapy. Od razu włączył mi się bieg wsteczny:) Już mi się odechciało Hulskiego i Trochańca, choć stałam pod szczytem :) Schodziłam na dół dość szybko:) To nic, że niedźwiedź nie szedł tędy przed chwilą, ale może szedł dwie godziny temu i zaraz będzie wracał ?? Słońce podtopiło nieco ślad, bo grzało tak, że byłam w koszulce z krótkim rękawem, ale nie mógł być zbyt stary, bo był głęboki. Zresztą nieważne, sama świadomość, że łazi tu jakiś futrzasty mocno mnie zniechęciła, szczególnie, że w odległości paru ładnych kilometrów nie było żywego ludzkiego ducha, nawet śladu ludzkiego buta na szlaku nie widziałam:)

Krótki odpoczynek przy źródle w Dwerniku i zrobiło się późno, czas był wracać do domu. Zanim zrobiło się ciemno, w ostatnich promieniach słońca żegnały mnie bieszczadzkie krajobrazy. Do następnego razu, do czerwca:)