Zamek w Łańcucie jest piękny, wnętrza są piękne, zbiory też, jest jednak pewne "ale". Poniedziałek jest dniem wyjątkowym, bo muzeum jest dostępne bezpłatnie, o czym nie wiedzieliśmy. Zatem początkowo myśleliśmy, że to dlatego nie ma żadnych przewodników - coś za coś. Od obsługi jednak dowiedzieliśmy się, że pracowników w roli przewodników w ogóle na zamku nie ma, bywają tylko wynajęci dla grup. Nie ma też audioprzewodników. Na stronie zamku czytamy: "Zwiedzanie odbywa się z audioprzewodnikiem stacjonarnym (komunikaty głosowe emitowane przez system głośnikowy Muzeum)". Wczoraj i ten system nie działał, ale już sam ten pomysł jest słaby, to nie na dzisiejsze standardy. Zwiedzających było mało, w końcu poniedziałek i nie sezon. Nieliczni goście wpuszczani są małymi grupkami, za nimi kroczy milczący pracownik porządkowy i pilnuje, żeby niczego nie dotykać. Początkowo czuliśmy się nieco popędzani, ale w końcu postanowiliśmy iść własnym tempem nie zwracając uwagi, że ktoś nam depcze po piętach, bo trzy inne osoby zwiedzające poszły szybciej i nie wiedzą kogo pilnować - a niech sobie pilnują, jak potrafią. W innych zamkach w każdej sali jest pracownik, który przebywa tam cały czas, a nie idzie po piętach zwiedzającemu, i też pilnuje, ale dyskretnie. Tu jest jedna osoba na grupkę i zamyka pochód oraz drzwi.
To co mi się nie podobało, to brak jakiejkolwiek żywej rośliny w całym pałacu, z wyjątkiem skrzydłokwiatów przy schodach. No i brak podpisów pod eksponatami, człowiek patrzy i nie wie na co. Brak podpisów na drzwiach sal. Wyraźnie brak tu gospodarza, a przecież od 2 listopada jest tu nowy dyrektor, mianowany jeszcze przez niejakiego ministra Glińskiego. Tym dyrektorem jest pan Piotr Szopa, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Od 2005 r. zawodowo związany był z rzeszowskim oddziałem IPN, a od 2018 r. zajmował stanowisko Naczelnika Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN w Rzeszowie. W niedalekiej przeszłości zasłynął tym, że w ramach prowadzonych przez siebie działań likwidował kolejne upamiętnienia żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego czy funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, którzy zginęli w walce z formacjami ukraińskich nacjonalistów. Np. na polecenie IPN z pomnika upamiętniającego poległych i pomordowanych w walkach z OUN-UPA w Lesku usunięto piastowskiego orła. Z głazu przy pomniku usunięto tablicę z nazwiskami milicjantów poległych w walkach z banderowcami. Jak podają lokalne media, część mieszkańców Leska negatywnie odebrała takie potraktowanie pomnika. Burmistrz Leska tłumaczył, że miasto musiało wykonać decyzję IPN, w przeciwnym wypadku zostałby on wyburzony. Usunięcie orła i tablicy było wymogiem pozostawienia pomnika. Wówczas podawano, że obiekt ma zostać poddany renowacji i docelowo miałby zostać poświęcony ofiarom UPA. Według informacji upublicznionych przez prof. Zapałowskiego, sprawa dotyczy także m.in. pomnika w rejonie Nakła w gminie Stubno, poświęconego milicjantom, którzy w 1945 roku „zmagali się z Armią Czerwoną, która wspierała UPA w tamtych rejonach”. Dr Szopa wnioskował o jego rozbiórkę. Historyk pisał też, że „przeszkadzała mu nawet tablica z nazwiskami żołnierzy w Łubnem ".
Zobaczymy, jak pan dyrektor poradzi sobie z zarządzaniem Zamkiem w Łańcucie, na razie niczego dobrego nie widać, ale minęły dopiero 2,5 miesiąca jego rządów. Entuzjazmu wśród pracowników też jakoś nie widać.
Historia zamku w Łańcucie sięga XVI wieku, kiedy to rodzina Pileckich wzniosła w tym miejscu pierwszą wieżę obronną. W XVII wieku przebudował ją ród Stadnickich, ale prawdziwego znaczenia Łańcut nabrał w XVII wieku za panowania Lubomirskich. Za Stanisława Lubomirskiego do zamku dobudowane fortyfikacje bastionowe (1629-1642), a obiekt stał się tzw. ,,palazzo in fortezza”. Wraz z przemijającą modą, zmieniał się również charakter samej budowli oraz jej otoczenia. Księżna Izabela Lubomirska w XIX wieku przekształciła zamkowe bastiony w założenie ogrodowe, a pozostałości parku angielskiego możemy oglądać do dziś.
Do Łańcuta zapraszano znane osobistości, a właściciele stali się mecenasami i miłośnikami sztuki. Pod koniec XVIII wieku Łańcut stał się jedną z najwspanialszych rezydencji w Polsce, dlatego też tak cenne są zachowane w znacznej części oryginalne wnętrza i ich wyposażenia. Zamek w Łańcucie przetrwał II wojnę światową bez większych strat. Całość gruntownie odnowiono w 2016 roku.
W łańcuckiej wozowni można obejrzeć pokaźną kolekcję różnych pojazdów konnych- karet, powozów i sań. To największy tego typu zbiór w kraju i część z obiektów rzeczywiście pochodzi z Łańcuta.
Nie podobały mi się tylko głowy obcięte żywym zwierzętom, które rzekomo "zdobią" fasadę. Nie, moim zdaniem nie zdobią, ale za czasów budowniczych obowiązywała inna mentalność w tym temacie.
Powozów jest bardzo dużo, powyżej najciekawszy z nich: karawan:)
W byłych zamkowych stajniach umieszczono imponujący zbiór ikon - największy w Polsce. Kiedy po II wojnie światowej w ramach ,,Akcji Wisła’’ wysiedlano ludność prawosławną i niszczono jej wielowiekowe dziedzictwo, grupy muzealników i naukowców ruszyły ratować bezcenne zabytki Podkarpacia - świadectwo wieloreligijności tych terenów. W ten sposób ocalono ponad 1000 ikon i 300 starodruków. Muzeum w Łańcucie nie jest w stanie pomieścić ich wszystkich, zatem tylko część jest wyeksponowana, a reszta umieszczona w zawieszonych metalowych ramach magazynowych. Bardzo szkoda się prosi o nowe, godne tej kolekcji miejsce.