czwartek, 16 sierpnia 2018

Na rowerze - Lubelskie

Wolny dzień,  24 stopnie ciepła - idealne warunki na rower. Wyruszam w południe przy średnim wiaterku i pięknym słońcu, które nawet jaszczurki zachęciło do "plażowania:)


 Ruszam w kierunku wsi Trawniki, w pobliżu znajdują się tory kolejowe. Dziś jest tu pięknie, ale jeszcze nie tak dawno, bo w latach II wojny światowej jesienią 1939 roku stworzono tu obóz przeznaczony dla polskich jeńców wojennych, a w następnych latach powstały kolejno obóz karny dla Polaków oraz obóz jeniecki dla żołnierzy radzieckich.

W lecie 1941 roku na terenie nieczynnej cukrowni w Trawnikach władze niemieckie rozpoczęły budowę obozu pracy dla Żydów. W niedalekiej odległości usytuowano również obóz szkoleniowy dla formacji pomocniczej SS. Wachmanów rekrutowano spośród jeńców sowieckich, którzy chcąc uniknąć śmierci głodowej w obozie jenieckim, podjęli kolaborację z Niemcami. Do obozu pracy w Trawnikach kierowano Żydów z miejscowości dystryktu lubelskiego, m.in. z Izbicy, Krasnegostawu, Międzyrzeca Podlaskiego oraz Piask, a także dystryktu warszawskiego. Z czasem w obozie znaleźli się również Żydzi – obywatele Austrii, Rzeszy, Holandii, Protektoratu Czech i Moraw oraz okupowanych terenów Związku Radzieckiego. Niektóre transporty przechodziły selekcję w obozie zagłady w Sobiborze.
Pierwszych więźniów żydowskich osadzono w obozie wiosną 1942 roku. Jeszcze odwiedzę Trawniki z innej okazji i napiszę o tym więcej. Przez te tereny biegła także trasa przewozu Dzieci Zamojszczyzny do Rzeszy.










 Przy drodze do wsi Oleśniki, tuż obok budynku straży pożarnej znajduje się niewielki cmentarz wojenny. Z niejednej wojny, bowiem pochowano tu około 140 żołnierzy austro-węgierskich i rosyjskich (m.in. z 18 Syberyjskiego Pułku Piechoty), poległych i zmarłych w 1914 i 1915 roku;żołnierzy polskich, poległych w walkach z bolszewikami w bitwie pod Cycowem 16 sierpnia 1920 oraz pod Zamościem; żołnierze z września 1939 r. i ofiara bombardowania stacji kolejowej Stanisław Kowalczyk. Są też pochowani podróżujący w czasie okupacji na dachach wagonów.








Roman Pośpiech i Stefan Kędziora zostali zastrzeleni przez załogę niemieckiego czołgu.




Leża także na tym cmentarzyku żołnierze radzieccy, przeniesieni tu z innych miejsc przypadkowego pochówku.




Tuż za wsią ziołowe pola: tymianek, majeranek i jeżówka.








Takie obrazy niechybnie zwiastują koniec lata, a szkoda:(


10 kilometrów za Trawnikami dojeżdżam do miejscowości Łopiennik Podleśny. Koniecznie chciałam znaleźć pozostałości po cmentarzu prawosławnym. W roku 1498 w części Łopiennika noszącej nazwę Łopiennik Ruski król Kazimierz Jagiellończyk wzniósł cerkiew, zaś w części nazywanej Łopiennik Lacki wybudowano kościół. W czasach unii brzeskiej cerkiew była kościołem grekokatolickim. Po włączeniu terenów Łopiennika do Cesarstwa Rosyjskiego pod rządami carów nie było już grekokatolików, znów byli prawosławni. Cmentarz w Łopienniku Ruskim obecnie Podleśnym założony został w 1855 roku, jako cmentarz parafii unickiej. Po kasacji unitów od roku 1872 funkcjonował jako cmentarz parafii prawosławnej. W trakcie I Wojny Światowej podczas przemarszu wojsk  dotkliwie ograbiono i zniszczono wieś. W roku 1915 wojska carskie stosowały na dużą skalę wysiedlenia i niszczyły to czego nie dawało się zabrać. Po przejściu frontu zostały tylko zgliszcza i ich ślady: cmentarz i spalona cerkiew. Cerkwi nigdy nie odbudowano a cmentarz zamknięto około roku 1919. Teren porosły dzikie krzaki, zarosła zaorana droga i przez lata nikt nei wiedział lub nie chciał pamiętać, ze w tym miejscu, w którym dom znalazły lisy i borsuki, znajduje się nekropolia. Z pewnością część materiału takiego jak płyty i żelazne krzyże została po prostu rozkradziona.
W 2011 roku elementy nagrobków zostały wydobyte z gruntu, pola grobowe zostały  oczyszczone z zarośli oraz korzeni. Wszystkie elementy zostały oczyszczone z ziemi, zespolone zaprawą cementową. Powierzchnię wszystkich elementów zabezpieczono przed porastaniem. W ten sposób udało się odrestaurować 9 nagrobków. Pracę wykonali ochotnicy, uczniowie, strażacy przy pomocy urzędu gminy w Łopienniku.
Trochę się nakręciłam, żeby znaleźć jakikolwiek dojazd, w końcu spory kawałek szłam polami prowadząc rower. Okazuje się, że aby dojechać do cmentarza, należy wybrać drogę jak na Krasnystaw, pojechać kilka kilometrów, skręcić w prawo, a potem znów w prawo i przez pole uklepaną drogą jeszcze kawałek.
























Z Łopiennika Podleśnego przez rzekę Wieprz dojechałam do Borowicy, gdzie jedynym i bardzo cennym zabytkiem jest kościół. Szkoda tylko, że jak zwykle w przypadku kościołów katolickich, był zamknięty przed wiernymi na cztery spusty. Czy to taki wielki wysiłek, aby zostawić otwarte główne wejście, aby choć przez kratę popatrzeć na wnętrze ? Tym bardziej, że parę metrów od kościoła jest dom parafialny i każdy wchodzący musi przejść pod oknem, mała kamerka rozwiązałaby problem ewentualnej kradzieży...



Kościół jest unikatowy pod wieloma względami:
- jest to najmniejsza parafia w Lubelskiem i chyba nawet w Polsce, bo liczy zaledwie około 250 wiernych,
- autorem projektu budowli był architekt Jakub Kubicki znany m.in. z przebudowy warszawskiego Belwederu i Zamku Królewskiego.
- Kościół w Borowicy wybudowany jest na planie ośmiokąta z drewna modrzewiowego, co jest unikatowym rozwiązaniem w skali europejskiej.

Modrzewiowy kościół p. w. Przemienienia Pańskiego w Borowicy zbudowany został w latach 1797-1799 z fundacji Kazimierza hr. Krasińskiego, właściciela dóbr Żulin-Borowica. Obiekt uniknął poważniejszych uszczerbków podczas działań wojennych. Uszkodzeniu uległa jedynie kolumna we wnętrzu kościoła, w której trzonie nadal tkwi łuska pocisku. Świątynia cudownie ocalała w 1944 roku, kiedy to pożar trawił niemal całą wieś oraz w 1996 roku, podczas próby podpalenia.







Cmentarz leży w pewnym oddaleniu, na skraju lasu i jest raczej współczesny, starych nagrobków jest niewiele, można policzyć na palcach jednej ręki.





Rygina Póławianka czyli Regina Puława leżąca w powyższym grobie mieszkała w Toruniu, odległym od Borowicy o kilka kilometrów.. wjazd trochę przerażał:)



No i w tym momencie, kiedy zastanawiałam się, czy owy pomór mi zagraża, lunęło deszczem. Nie pozostało nic innego, jak wracać do domu odległego o ponad 25 km. Po drodze wstąpiłam do Liszna. W czasie wojny hitlerowcy dokonywali zabójstw mieszkających w Lisznie mieszkańców narodowości żydowskiej w miejscu, gdzie ich napotkali, na drodze,  na posesjach. Łącznie w maju 1942 zamordowano 31 Żydów. Przeważnie były to całe rodziny. Tylko grupie prawdopodobnie 5 osób udało się uniknąć śmierci. Po wycofaniu się żołnierzy hitlerowskich mieszkańcy postanowili pochować pomordowanych w zbiorowej mogile na rogatkach miejscowości.
Kilka lat temu na ślad tamtych wydarzeń natrafił Pan Zbigniew Niziński, Prezes i założyciel Fundacji "Pamięć, która trwa", który poprzez rozmowę z miejscowymi ludźmi zlokalizował miejsce pochówku pomordowanych. Dzięki jego staraniom w dniu 14 listopada 2013 roku w miejscu nieoznakowanej mogiły stanął pomnik upamiętniający wydarzenie sprzed ponad siedemdziesięciu lat.



Na trasie mojego przejazdu była także wieś Kanie z ciekawym kościołem, wpisanym do rejestru zabytków, oczywiście zamkniętym na cztery spusty, wszak to kościół katolicki, to trza go chronić przed wiernymi i turystami. W kościele kończył się ślub, pan kościelny wypychał ostatnich gości niemal na siłę, aby zamknąć drzwi, więc nawet jednego zdjęcia nie udało mi się pstryknąć, nie mówiąc o zwiedzeniu świątyni.


Obecny drewniany kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła powstał w 1938 r. Autorem projektu architektonicznego był syn właścicielki majątku, Włodzimierz Woyciechowski. Trójnawową świątynię wzniesiono w stylu góralskim. Ołtarze pochodzą z rozebranego kościoła pounickiego z XVIII w.





Ponieważ padało coraz bardziej, usiadłam na przystanku w Wólce Kańskiej, aby zjeść podwieczorek. Bardzo dobrze, że usiadłam, bo dopiero wtedy się rozpadało!




Wracałam potem przez las, już bez przystanków. W sumie wg rowerowego licznika przejechałam 69 km.