poniedziałek, 21 października 2024

Góry Sanocko-Turczańskie

Takie prawie Bieszczady, ale jednak nie:) Góry Sanocko-Turczańskie czasem bywają niskie, nawet bardzo niskie, a najwyższe szczyty czyli Jaworniki i Trohaniec nie sięgają nawet 1000 m npm. Te szczyty będę zdobywać przy innej okazji, bo tym razem mam inny plan. Na początek i po drodze jadę w kierunku Siemuszowej i jeszcze przed Mrzygłodem oglądam takie przepiękne jesienne krajobrazy. Słońce pięknie świeci i choć jest zaledwie 15 stopni, to aura jest bardzo przyjemna.



 
Słabo widoczny klucz odlatujących żurawi.






Tarniny już przemrożone, noc musiała tu być bardzo zimna, z temperaturą poniżej zera. Owoce mięciutkie, cierpkie, ale jednak słodkawe - smak  dzieciństwa:) Mówiliśmy na nie: tarki:)







Przy okazji znalazłam w  Tyrawie Solnej nad Sanem fajny camping na przyszłoroczne krajowe wakacje. Leży na brzegu rzeki, San jest tu płytki i przyjazny dla kąpieli (szczególnie dla tych co nie umieją pływać:), trawiasta plaża, karczma i Diabla Góra w zasięgu wzroku.


 

Po krótkim popasie nad Sanem, ruszam do Siemuszowej; już z drogi widać wieże kościelne. Obecny kościół to dawna drewniana cerkiew filialna pw. Przemienienia Pańskiego, zbudowana w 1841 r.


Kościół był zamknięty, to filia parafii w Mrzygłodzie, wiec nie ma tu na miejscu księdza. Przeczytałam na tablicy, że we wnętrzu zachował się trójsferowy ikonostas z XIX w., a w nim ikony namiestne św. Mikołaja, Matki Bożej z Dzieciątkiem w typie hodegetrii (Maryja ukazana jest frontalnie, najczęściej w półpostaci, na lewym ramieniu trzyma Chrystusa, a prawą dłonią na niego wskazuje), Chrystus Nauczający i Archanioł Michał. W prezbiterium znajduje się ołtarz główny z baldachimem i obrazy z XIX w. Na jednym z nich przedstawienie Chrystusa na krzyżu, u którego stóp stoi Adam i Ewa. Chrystus, pomimo iż przedstawiony w realistycznej, łacińskiej formie, stopy ma przybite rozdzielnie, jak w prawosławiu. Może przy okazji przyszłorocznych wakacji uda się zobaczyć.



Zajeżdżam do Hołuczkowa, gdzie chcę zobaczyć dawną cerkiew greckokatolicką pw. św. Paraskewy, pełniącą od czasu akcji "Wisła" funkcję kościoła filialnego pw. św. Mikołaja parafii w Tyrawie Wołoskiej. Świątynia została wzniesiona w 1858 r. przez miejscowego majstra ciesielskiego Konstantego Mielnika.



Obejrzałam cmentarzyk przy cerkwi z wieloma starymi nagrobkami. Zwraca uwagę statua Matki Bożej stojąca przy chodniczku wiodącym do wejścia do cerkwi. Jest to rzeźba z piaskowca o walorach artystycznych. Istnieje legenda, że wyrzucił ją na brzeg w Hołuczkowie płynący przez wieś wezbrany potok Tyrawka. Nie wiedząc, skąd rzeźba pochodzi, wierni ustawili ją przy cerkwi i otoczyli czcią. Po dziś dzień nie ustalono, skąd pochodzi figura ani kto jest jej twórcą.

Kolejny przystanek robię w Tyrawie Wołoskiej, gdzie moją uwagę zwraca murowany XVIII-wieczny barokowy kościół. Z jego budową wiąże się ciekawa historia. Otóż  świątynię pobudowano już około 1745 roku, ale był to akurat okres upadku Tyrawy Wołoskiej, do tego stopnia, że w końcu odebrano jej prawa miejskie. Sam budynek świątyni mimo, że dopiero zbudowany, był w tak katastrofalnym stanie, że biskup podmówił poświęcenia. Kościół wyremontowano dopiero po 100 latach, zachowując stary ołtarz (gruntownie odrestaurowany) oraz niektóre obrazy, jak np. Trójcy Świętej z 1750 roku.


 
Dzwonnica pochodzi z XIX wieku.


A przy kościele nagrobki proboszczów, ale nie tylko. Otóż zauważyłam też pomniki nagrobne rodziny Krajewskich, m.in Marcina Krajewskiego i Andrzeja Bala - ojca Julii Bal, żony Leona Krajewskiego, syna Marcina. Julia była ostatnią właścicielką miasta Tyrawa Wołoska.  



To epitafium wzbudziło moją ciekawość z powodu nazwiska panieńskiego pani Krajewskiej - Suchodolska. Nie udało mi się jeszcze ustalić, czy pochodziła z rodu herbu Janina, który miał majątki w okolicy, w której mieszkam.

 
Kontynuując swoje plany przyjeżdżam do Ustjanowej Górnej.

 
Oczywiście zaglądam do cerkwi (nie pierwszy raz zresztą) zbudowanej w 1792 r. Teraz to kościół katolicki. Jest zamknięty, ale wiem, że i tak nie ma tam oryginalnego wyposażenia. Część dawnego ikonostasu znajduje się w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, a większość wyposażenia cerkiewnego zaginęła w latach 50. XX w.  Rokokowy ołtarz główny z XVIII w. przeniesiony do tego kościoła, pochodzi ze świątyni w Hoczwi.  W polu głównym umieszczono kopię cudownego obrazu Matki Bożej z Sokala, przywiezionego tu przez przesiedleńców pochodzących z tamtych terenów. 



Idąc na szczyt Małego Króla zobaczyłam Pomnik Pamięci Lotników, odsłonięty 7 września 1969 roku. Upamiętnia on lotników, wychowanków wojskowej szkoły szybowcowej funkcjonującej w Ustjanowej Górnej w okresie międzywojennym, którzy stracili życie na frontach II wojny światowej. 



Kolejne kroki kieruje ku szczytowi Holicy. Prowadzi do niej asfaltowa droga, ale nie zniżę się do tego, aby w góry iść po asfalcie, więc ruszam szlakiem przez las. Może i trudniej i dłużej, i po błocie, ale o wiele przyjemniej. I ludzi tu mało, bo poszli na ten nieszczęsny asfalt.






 
Ostatni krótki odcinek, na wieżę a potem na szczyt muszę jednak iść po asfalcie:) Wieża na Holicy ma 35 m i 173 stopnie. I bynajmniej nie stoi na szczycie. Szczyt jest 10 minut marszem w przeciwną stronę



 Tam jest szczyt:)





Z wieży rozpościerają się widoki na Pasmo Żukowa, widać Zalew Soliński, Góry Słonne, Ustrzyki Dolne i okoliczne miejscowości i bieszczadzkie połoniny.
A na jej szczycie wiatr głowę urywa (choć na dole nie wieje) i zimno takie, że co lżej ubrani uciekają po minucie:) Niestety, pogoda się pogarsza i już prawie wcale nie ma słońca.








 
Widok na okoliczne wsie z faktycznego szczytu Holicy.



W dół schodzę inną trasą, do Równi. Widać, że nie uczęszczana, bo miejscami lekko zarośnięta, ale są znaki. I przepiękne grzyby:) Ale, że trujące ? Mnie bez różnicy, i tak nie jem grzybów:) Wystarczy mi, że są takie ładne...:)




W Równi ciekawiła mnie cerkiew bojkowska. I niespodzianka, jest otwarta i pan czeka na turystów. Co prawda nie na mnie, a na jakąś umówioną grupę, lecz zanim przyjechali, pan opowiedział mi historię cerkwi i otworzył chór, na który wdrapałam się po stromych drewnianych schodach. Tu nad babińcem znajduje się osobliwość, a mianowicie osobne pomieszczenie służące niegdyś jako kaplica z ikonostasem - rozwiązanie stosowane w Polsce bardzo rzadko. Ikonostasu już nie ma, ale kaplica bez wystroju zachowana w bardzo dobrym stanie. To jest to kwadratowe pomieszczenie pod pierwszą kopułą, nad wejściem (na poniższym zdjęciu).


U podstawy krzyży umieszczonych na kopułach widać półksiężyce. Takie krzyże występują najczęściej na kościołach na terenach wschodniej i południowej Lubelszczyzny, gdzie zamieszkiwała ludność ukraińska wyznania greckokatolickiego lub prawosławnego. Półksiężyc symbolizował tam zwycięstwo chrześcijaństwa nad pogaństwem.  Nie wiem, z jakiego okresu pochodzą te krzyże, ale może ich wygląd związany jest z tym, że powojenna ludność w Równi pochodzi właśnie z lubelskiego.




Cerkiew zbudowana została prawdopodobnie początkiem XVIII wieku, przyjęła wezwanie Opieki Matki Bożej (Bogurodzicy). Wyposażenie znajduje się w muzeum w Łańcucie. Wiszący się nad ołtarzem wielki barokowy krucyfiks, został ofiarowany w 1973 roku przez bp. Józefa Tokarczuka, a pochodzi z Kresów. Po starym cerkiewnym wyposażeniu pozostały jedynie ślady mocowania ikonostasu oraz otwory służące do zamocowania ołtarzy bocznych. Dawniej znajdowała się tu cudowna ikona Matki Bożej z Dzieciątkiem otoczonej postaciami Proroków. Ikona ta ocalała z pożaru cerkwi w Smolniku n. Sanem spalonej przez Tatarów.
Do 1951 faktycznie była tu cerkiew, potem decyzją Stalina tereny Równi trafiły do Polski w zamian za Sokal. W cerkwi urządzono magazyn. W latach 60-tych mieszkańcy z własnej inicjatywy oporządzili budynek, doposażyli czym mogli i dawna cerkiew zaczęła pełnić nieoficjalnie i bez żadnych pozwoleń rolę kościoła katolickiego. Takie działanie należy uznać za odważne, biorąc pod uwagę ówczesny ustrój polityczny. Dopiero w 1972 obiekt oficjalnie uznano za kościół katolicki i przekazano władzom kościelnym. 


Oryginalny zapis daty remontu na ścianie po lewej stronie nawy środkowej.



Obok cerkwi znajduje się niewielki cmentarzyk.

 

W głębi dość okazała mogiła, niestety nie ustalono, kto tam leży, raczej nie jakiś szary obywatel, biorąc pod uwagę wielkość grobowca. Cmentarz w Równi ma dobrą stronę www i grób ten oznaczony jest jako NN. Podobnie, jak ten na pierwszym planie i ten na zdjęciu powyżej. Bezimienni przodkowie obecnych mieszkańców... ? A może tych, co stąd odeszli...?


 
Skoro jestem w Równi, to wchodzę jeszcze na zbocze Gromadzynia, a potem  schodzę do drogi Ustrzyki Dolne - Ustjanowa Górna i wracam na parking, gdzie zostawiłam auto w pobliżu bazy autobusowej.


Już zmierzcha.... Wracając do domu zatrzymuję się jeszcze przy cerkwi greckokatolickiej pw.  Przeświętej Bogarodzicy w Roztoce. Obecnie to kościół rzymskokatolicki pw. św. Piotra i Pawła. Styl budowli nazywany jest "narodowym ukraińskim", stosowano go w latach 30-tych XX wieku, ta świątynia też pochodzi z tego okresu.



Oryginalna "dzwonnica" na drzewach-pomnikach przyrody.


 
Przy świątyni kilka starych nagrobków.


Krowy schodzą na noc do swoich obór, czas i na mnie - do domu:)