Pożary wciąż szaleją, jestem niemal uwięziona w Porto, ale mam tu jeszcze wiele do obejrzenia. W pobliżu miejsca mojego pomieszkiwania w Porto widziałam na ścianach domów różne kolorowe murale, bardzo mi się to podoba. Tym razem o nieco innej tematyce niż w dni poprzednie.
Ceny paliw - trochę wysokie. Stacje benzynowe są tu w zabudowie miejskiej. Przy ulicy, gdzie mieszkałam, stacja benzynowa była na parterze bloku, wprost nie mogłam uwierzyć.
Casa da Música - sala koncertowa w Porto otwarta w 2005 roku w ramach kadencji Porto jako Europejskiej Stolicy Kultury.
Czarny kogut z Barcelos stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Portugalii. Jego historia sięga kilku wieków wstecz i wiąże się z pewną legendą. Według opowieści, kogut z Barcelos uratował niewinnego mężczyznę, który niesłusznie skazany został na karę śmierci. Kiedy ten mężczyzna przechodził obok miejsca egzekucji, kogut zaczął głośno piać, co przekonało władze o jego niewinności. Symbolika koguta z Barcelos obejmuje nie tylko sprawiedliwość, ale także szczęście, dobrobyt i ochronę przed złem. Koguty te są często prezentowane jako ozdoby domów i prezentowane jako symbole życzenia pomyślności.
W parku chodzą żywe koguciki w towarzystwie gołębi i gęsi:)
Po dotarciu nad ocean skierowałam się do Sea Life czyli oceanarium. Niby jest drugim największym po Oceanarium w Lizbonie akwarium w Portugalii i szczyci się ponad 3000 gatunkami zwierząt zamieszkującymi to miejsce, ale jakoś specjalnie nie rzuciło mnie na kolana, choć niektórymi okazami bardzo się zachwyciłam.
Były jeszcze żółwie, rekiny i płaszczki, ale bardzo trudno było je sfotografować z powodu szyb i odbijających się świateł, a ja już nie miałam do dyspozycji aparatu, tylko słabiutki telefon.
Po wyjściu z oceanarium skierowałam się na brzeg oceanu do Forte de São Francisco Xavier Castelo do Queijo
Fort zbudowano w 1662 r. w miejscu zwanym „do Queijo”, aby chronić miasto przed hiszpańską flotą. Otoczony fosą, na rogach ma budki strażnicze. W środku znajduje się ówczesna rezydencja gubernatora i kaplica. Obecnie jest miejscem różnych wystaw czasowych.
W sumie okolica dość przyjemna, ale niestety, nic nie zrekompensuje braku błękitu nieba i wody. Bo lasy wciąż płoną...
Cmentarz miejski parafii Sao Martinho de Lordelo czyli Świętego Marcina z Lordelo. Dużo tu białego marmuru, żadnej roślinności, każde miejsce wykorzystane do centymetra.
Dla oszczędności miejsca (i zapewne nie tylko miejsca) w każdym grobie leży kilka, a najczęściej nawet kilkanaście osób. Jest to możliwe dzięki powszechnej kremacji zwłok. Jest tu także spore kolumbarium.
A w ogóle to historia cmentarzy w Porto jest dość ciekawa. Najpierw zmarłych chowano tylko przy kościołach, najczęściej w podziemiach, tak nakazywało prawo. Kiedy jednak na ziemie Portugalii wszedł ten barbarzyńca Napoleon i zaczął rzeź, a potem przyszła epidemia cholery, to miejsca w kościołach i podziemiach zabrakło. Podjęto mało popularną wówczas decyzję o zakładaniu cmentarzy poza terenem kościelnym. Oburzeni mieszkańcy nie chcieli kłaść się na wieczny spoczynek do zwykłych grobów, więc nastawiali sobie ogromnych kaplic, co widać na powyższych zdjęciach na drugim planie, takie namiastki kościołów.
W Porto jest kilka zabytkowych cmentarzy, wartych odwiedzenia z powodu zabytkowych kaplic i cennych rzeźb, ale tym razem szlak cmentarny muszę odpuścić, może kiedyś... ?:) Bo tematyka funeralna jest bardzo ciekawa, szczególnie jak się jeszcze żyje:)