Koniec pożarów, zostały otwarte wszystkie drogi - autostrady i linie kolejowe. Miałam jednak tak mało czasu, że zdążyłam tylko do Lizbony. Pojechałam autobusem, który wyjeżdżał długo przed świtem. W metrze o 5 rano nieliczni pasażerowie, przeważnie o ciemnej (czarnej) karnacji. Tak rano do pracy dojeżdżają osoby wykonujące proste fizyczne prace: sprzątacze, śmieciarze - tak jak u nas. Autokar do Lizbony prowadziła dziewczyna około 30-tki. Wyprzedzała wszystkich: osobówki, ciężarówki i inne autokary - w jednym z nich kierowca popukał się w głowę:) Przeleciała mi myśl, czy ja do tej Lizbony dojadę żywa i w całości. Po drodze, gdy się rozwidniło, widać było połacie spalonego terenu. Dojechaliśmy szczęśliwie na lizbońską stację Oriente, 314 km w 2 godz. 55 minut (w tym część przez oba miasta), jak na autobus extra wynik:) Wyszłam z ulgą z pojazdu, zeszłam do stacji metra i zderzyłam się z lizbońską rzeczywistością. Może dlatego, że był ranek, ledwo trochę po ósmej, ale główna sala stacji okupowana była przez dziesiątki bezdomnych. W różnym wieku, różnych ras, z tobołami, porozkładali pościele, kołdry i okutani, albo spali, albo siedząc przyglądali się przechodniom. O zapachu w tym miejscu nawet nie wspomnę, bo jeszcze był do zniesienia:)
Po zastanowieniu się rezygnuję z jazdy metrem, postanawiam przejść się pieszo do zabytkowej Alfamy (w końcu i tak nie zdążę w jeden dzień zwiedzić więcej). Po wyjściu ze stacji jest niewiele lepiej, a chyba nawet gorzej. Jest zwyczajnie brudno. Z kontenerów na śmieci przelewają się śmierdzące worki, leży ich sporo wprost na ulicy, pod pojemnikami, cuchną. Śmieci walają się wszędzie, nie wiem czy to cecha dzielnicy Bairro das Amendoeiras, przez którą idę, czy tak jest w pozostałych częściach miasta.
Do parku nie radzę wchodzić, to namiotowe miasteczko bezdomnych i uchodźców, chyba dwa w jednym, coś gotują, ostre zapachy egzotycznego jedzenia mieszają się z takim brudem i smrodem, że zbiera się na wymioty. Z jednaj strony mi ich zwyczajnie żal, z drugiej dziwię się, że władze miasta pozwalają na taki stan rzeczy. Portugalia wciąż zwiększa udział decyzji o nadaniu statusu uchodźcy w ogólnej liczbie wydanych decyzji, przechodząc od ośmiu statutów uchodźcy na każde 100 decyzji wydanych w 2019 r., do 18 na każde 100 decyzji w 2020 r., do 45 na 100 decyzji w 2021 r. i do 71 na 100 decyzji w 2022 r. W 2023 pewnie padł rekord.
Kilkuset bezdomnych zostało usuniętych przez urzędników ratusza w Lizbonie z najbardziej popularnych wśród turystów miejsc portugalskiej stolicy, m.in. dworców kolejowych i autobusowych, a także okolic deptaków. Najwięcej bezdomnych miejskie służby wydaliły z Parku Narodów, na którym w 1992 r. odbyły się targi Expo. Wielu bezdomnych koczowało tam na dworcu Oriente, jednym z głównych węzłów komunikacyjnych Lizbony.
Tylko od drugiej połowy września z dworca Oriente i jego okolic, jak podają lokalne media, wyrzucono ponad 130 koczujących tam bezdomnych. Większość z nich to imigranci.
Tak więc moje pierwsze zetknięcie się z Lizboną nie było zbyt zachęcające:) Potem było znacznie lepiej.
W tej okolicy znajduje się przystanek słynnego tramwaju nr 28, który objeżdża najważniejsze zabytki, ale w kolejce stało co najmniej ze 200 osób, więc sobie darowałam i poszłam pieszo pod górkę, co samo w sobie jest fajną atrakcją:)
Zamek św. Jerzego - XI-wieczny mauretański zamek i królewska rezydencja na wzgórzu z ruinami pałacu i muzeum archeologicznym. Znaczący rozkwit zamku nastąpił w XV wieku, kiedy to zamek otoczono murami. Później stopniowo tracił na znaczeniu będąc m.in. więzieniem. Na jednej z zamkowych wież zamontowana została camera obscura. Obecnie dawne pomieszczenia zamkowe, częściowo odrestaurowane, zajmuje ekspozycja opowiadająca o historii Lizbony. Największą atrakcją zamku jest spacer po murach, ale tę atrakcję darowałam sobie, bo 15 euro za bilet to nieco dużo, a w planie miałam znacznie lepsze widoki z innego obiektu. Poza tym, czas nie z gumy.
Stanęłam jednak w kolejce do Pastelarii Św Antoniego po babeczkę:) Obsługa była ekspresowa i mogłam w czasie spaceru po wąskich uliczkach Alfamy podjadać pyszne Pastel de Nata - chrupiące ciasto wypełnione słodkim, kremowym budyniem na bazie żółtek z dodatkiem otartej laski cynamonu. Niektórzy mówią, że to przereklamowane ciastko, ale mnie smakowało i zrobię też w domu.
Kolejka po babeczki portugalskie:)
Po sąsiedzku z zamkiem znajduje się kościół św. Jerzego z wieżą z dzwonem. Można za 5 euro wejśc na wieżę, obsługa częstuje w tej cenie winem:)
Podwórko
restauracji Grenache nagrodzonej w 2024 roku gwiazdką Michelina, jeszcze nieczynna, otwierają tylko 5 dni w tygodniu i jedynie na kolację od 19.00 do 22.30, wyłącznie dla klientów, którzy zrobili rezerwację. Ceny zaczynają się od 65 euro za danie. Szef kuchni Philippe Gelfi, Francuz, robi dania jak dzieła sztuki, malutkie, ale piękne, widziałam co prawda na zdjęciach, ale wyglądem robią wrażenie:) Wg stanu na dziś, stolik można zarezerwować dopiero na 12 lutego 2025 roku!
Plac zabaw...dla piesków:) Bardzo fajny pomysł i realizacja, ozdobiony portretami psów.
W tle wieże Kościoła Świętego Wincentego z Saragossy przy Klasztorze São Vicente de Fora (św. Wincentego za Murami), który bardzo chciałam obejrzeć, a ponieważ czas nagli, opuszczam na jakiś czas malownicze zaułki górnej Alfamy.
Pierwotna świątynia została założona w dwunastym wieku przez króla Afonso Henriquesa specjalnie dla zakonu augustianów. Jej nazwa (św. Wincentego za Murami) wynika z położenia poza głównymi murami miasta. Obecny wygląd kościoła i klasztoru jest wynikiem przebudowy rozpoczętej za czasów panowania króla Hiszpanii Filipa II, który zasiadał również na tronie portugalskim pod imieniem Filip I. Modernizację istniejących budynków zakończono dopiero w XVIII wieku. Kościół posiada majestatyczną, surową fasadę, nawiązującą do renesansowego stylu zwanego manieryzmem. Fasada, autorstwa Baltazara Álvares, ma kilka nisz z posągami świętych i jest otoczona przez dwie wysokie wieże. Ogólny wygląd budynku jest zgodny z prototypowym kościołem Il Gesù w Rzymie.
Z boku kościoła dostępne jest dla zwiedzających małe patio z ujęciami wody, ławkami i kwiatami.
W chwili męczeńskiej śmierci ciało św. Wincentego chroniły kruki. Zwłoki kapłana sprowadził do Portugalii król Alfons I, a motyw statku, na którym znajdują się kruki widnieje po dziś dzień w herbie miasta. Św. Wincenty jest również patronem winiarzy, drwali, rolników, a także naszego polskiego Przemyśla.
We wnętrzu klasztoru, wejście zdobią niebiesko-białe, ceramiczne kafelki azulejos opowiadające historię monastyru, w tym sceny z oblężenia Lizbony. Na suficie znajdują się iluzjonistyczne obrazy wykonane w 1710 roku przez włoskiego malarza Vincenzo Baccarelliego.
Krużganki są również pokryte portugalskimi płytkami, które nawiązują między innymi do bajek La Fontaine’a.
Piękna, barokowa zakrystia w kościele São Vicente de Fora obfituje w zdobne, polichromowane marmury i elementy drobnej sztukaterii.
W roku 1834, po tym, jak rozwiązano zakony klasztorne w Portugalii, klasztor został przekształcony w pałac dla arcybiskupów Lizbony, a kilka lat później, król Ferdynand II przekształcił siedzibę mnichów w panteon dla królów dynastii Braganza, którą to funkcję klasztor pełni do dnia dzisiejszego. Można w nim zobaczyć groby monarchów od João IV do ostatniego portugalskiego monarchy Manuela II Patrioty.
Pochowano tu większość portugalskich, a jednocześnie brazylijskich władców z dynastii, począwszy od szesnastego wieku, a kończąc na ostatnim przedstawicielu, świadku obalenia królestwa. Groby króla Carlosa i następcy tronu, Luisa Filipe, obu tragicznie zamordowanych w 1908 roku na Praça do Comércio, zwracają szczególną uwagę ze względu na posąg kobiety płaczącej nad sarkofagami.
Zamachu na portugalską rodzinę królewską dokonało dwóch radykalnych republikanów - Alfredo Costa i Manuel Buiça. Król Karol poniósł śmierć na miejscu, młody zaledwie 21-letni następca tronu Luis Filip zmarł po dwudziestu minutach mimo udzielonej pomocy lekarskiej. Ponieważ przeżył ojca to pojawiały się opinie, by uznać go za prawowitego króla, jednakże ponieważ nie został ogłoszony królem przez parlament, formalnie za króla uznany nie został. Tron przypadł młodszemu bratu księcia Manuelowi II, także rannemu w zamachu. Dwa lata później Manuel II, ostatni król Portugalii,. abdykował.
Zabójcy króla zostali zabici przez żołnierzy, a ich ciała przewiezione na cmentarz Alto de São João, jednak w 1914 roku ekshumowano je i umieszczono w miejscowym mauzoleum uznając ich za męczenników narodu. Associação do Registo Civil nabyło działkę na cmentarzu i wzniosło pomnik „bohaterskim wyzwolicielom Ojczyzny”. Pomnik został ostatecznie zdemontowany za rządów Salazara i jest gdzieś do tej pory przechowywany jako dobro narodowe, ale nie wiem gdzie.
W klasztorze są różne wystawy, także ekspozycja muszli i koralowców.
Wdrapałam się po wąskich schodkach na kościelną wieżę podziwiać widoki na Lizbonę.
Dopiero na sam koniec zeszłam do właściwego kościoła:)
Z wieży widać było kolejną budowlę sakralną, więc poszłam zobaczyć co to takiego, a po drodze natknęłam się na
pchli targ - mydło, szydło i powidło oraz zalew chińskich towarów.
A ta budowla to dawny Kościół Santa Engracia, a obecnie panteon narodowy w Lizbonie. Był budowany przez prawie 300 lat. Z czasem stał się także miejscem pochówku – panteonem, mauzoleum – przeznaczonym dla najbardziej znanych Portugalczyków, np. Noniusz Álvares Pereira, Henryk Żeglarz, Pedro Álvares Cabral i Afonso de Albuquerque, Amalia Rodriquez. Niestety, dzień mi się skończył, więc zwiedzanie zostawiam na inną okazję (będzie takowa w czerwcu następnego roku:)
Zeszłam z Alfamy pieszo do stacji metra i pojechałam na Oriente, a stamtąd do mojego tymczasowego mieszkania w Porto.
Do zobaczenia za rok, Lizbono.