środa, 24 lipca 2024

Pikuj 1408 m npm zdobyty, Ukraina

Pikuj przez miejscowych zwany także Huślą, to najwyższy szczyt pasma Bieszczadów leżących po obu stronach granicy polsko-ukraińskiej. Przez długie lata Pikuj znajdował się na terytorium Polski. Do 1772 roku przez jego wierzchołek przebiegała granica pomiędzy Koroną Królestwa Polskiego a Królestwem Węgier. Natomiast w okresie międzywojennym stał się południową granicą Polski. Po II wojnie światowej znalazł się w granicach ZSRR.


Na przełomie 1934 i 1935 roku dzięki staraniom Przemyskiego Towarzystwa Narciarzy oddano do użytku Schronisko pod Pikujem. Obiekt miał aż sto miejsc noclegowych, ale niestety nie przetrwał drugiej wojny światowej. Obecnie nie ma w okolicy żadnego schroniska górskiego, są pensjonaty w okolicznych wsiach.

Początek trasy w Husnem zaczyna się przy potoku i najpierw prowadzi głównie lasem. Potem wchodzi się na połoniny i stąd już roztaczają się wspaniałe widoki. Nie byłabym sobą, jakbym swojego towarzysza nie namówiła na trudniejszą trasę:) W pewnym momencie duże przewyższenia na stosunkowo krótkim, ale bardzo stromym odcinku spowodowały, że lada  moment wyplułabym płuca:) Dzięki wyrozumiałemu koledze robiłam przerwę co 15 metrów na 5 oddechów i znów do góry:) Tak przetrwałam krytyczne 20 minut:) A potem już bez problemu weszliśmy na szczyt, choć osoby, które z nami na dole startowały dotarły prawie godzinę później:) To dowodzi, że trasa wcale nie jest łatwa. Ale ciekawostka: z drugiej strony jest podjazd na górę dla motocykli!


To już jest ten prosty lajtowy odcinek:)





Betonowy słup znajdujący się na szczycie Pikuja jest materialnym dowodem na obecność i wpływy sowieckie w tym regionie po II wojnie światowej -  postawiony został ku pamięci pierwszego prezydenta Czechosłowacji Tomasza Masaryka. Oprócz tego na szczycie umieszczono pamiątkowe tablice poświęcone obrońcom Ukrainy, którzy w latach 2014-15 walczyli z Rosjanami, a także krzyże i figurę Jezusa, dość odpustową, więc sobie daruję. Tłoczno się na tym wierzchołku zrobiło:)





Po solidnym wypoczynku na szczycie i długim podziwianiu widoków, powrót tzw. Wododziałem, czyli przez wierzchołki sąsiadujących szczytów.


















Jest pięknie! Szkoda schodzić z gór (Pikuj to ten szczyt na drugim planie), ale do końca dnia trzeba się zameldować na dole.

Ponad 18 km po górach, praktycznie bez szlaku (oznaczenia były tylko na początku na odcinku leśnym), wejście na 1408 m npm,  przewyższenie około 900 m. Fantastyczna wyprawa, żal, że nie można zaraz ruszyć jeszcze raz:)