poniedziałek, 10 czerwca 2024

Roztocze - Rezerwat Geologiczny Piekiełko, Budy, Korczmin, Podlodów

 ... zanim dojechałam do Piekiełka, zatrzymałam się w Budach, gdyż zauważyłam nowego "Andrejkowa".

To jest dawna willa Bellertów, nazywana też "Białym Domkiem". Inżynier Piotr Bellert  w 1922 roku przybył do miejscowości Budy, by zarządzać nowoczesną na tamte czasy klinkiernią. Ze względu na bogate zasoby dobrej jakości lessu, klinkiernia w Budach była wtedy ważnym zakładem produkcyjnym.  Do zarządzania zakładem władze sejmiku zatrudniły Piotra Bellerta, który pracował w zarządzie klinkierni zamojskiej. Od wiosny 1922 roku Piotr Bellert był jednocześnie powiatowym inżynierem Zarządu Drogowego w Tomaszowie Lubelskim i kierownikiem klinkierni w Budach.

Teraz jedną ze ścian tego budynku zdobi portret inżyniera, autorstwa Arkadiusza Andrejkowa.





 Willa jest tuż obok zabudowań klinkierni. Na wjeździe zachowała się jeszcze drewniana budka z wagą.





Za Tomaszowem Lubelskim, w  gminie Łaszczówka, zjeżdżam do Rezerwatu Geologicznego Piekiełko.


Ścisły rezerwat przyrody nieożywionej Piekiełko w gminie Łaszczówka został utworzony w 1962 r. 
w celu zachowania dużego skupienia głazów narzutowych. Na powierzchni 1,24 ha ochroną objęto 68 głazów. 


Badania archeologiczne wykazały również pewną regularność ustawienia bloków, co sugeruje że miejsce to mogło być miejscem prasłowiańskiego kultu.
Nazwa rezerwatu wiąże się z legendami. Jedna opowiada o dziewczynie, która odmówiła ręki czartowi przebranemu za parobka. Czart postanowił się zemścić i zasypać kościół głazami w momencie, gdy będzie brała ślub z innym mężczyzną. Gdy pędził dokonać zemsty, nagle w południe zapiał kur. Diabeł stracił moc piekielną i rzucił głazy w szczerym polu. Do dziś nikt z mieszkańców nie bierze stąd kamienia, gdyż jest przekonanie, że przynosi on nieszczęście. Uważa się również, że w rezerwacie straszy w południe i o północy, co nie jest prawdą, gdyż byłam w południe i nic mnie nie przestraszyło:)


Naukowcy twierdzą, że tajemnicze bloki skalne są oderwanymi fragmentami miejscowych piaskowców wieku sarmackiego i powstały w czasie wysładzania się morza. W dosyć mało urozmaiconym krajobrazie rezerwatu występuje niewielki pagórek, którego podstawa osiąga 270 m n.p.m., a szczyt około 276  m n.p.m.


Inna legenda głosi, że dawno temu żył tu samotny starzec, który posiadał moc tajemną. Największe nawałnice i gradowe burze omijały jego pola, a zbiory miał obfitsze niż sąsiedzi. Zazdrośnie strzegł swoich tajemnic,  był nieuprzejmy, nigdy nie pomógł  w biedzie, przychodzących z prośbą o pomoc przepędzał. Podejrzewano, że związał się z diabłem. Pewnego dnia nadciągnęły ciężkie, czarne chmury, także nad dorodne łany starca. Wybiegł on na pole i wzniósł w górę zaciśnięte pięści, wołał ku burzy, że skoro ma się rozpętać, niech niszczy nędzne poletka sąsiadów, a oszczędzi jego uprawy. Gdy to nie pomogło, zaczął wzywać czarta i wygrażać niebu. Wtedy zrobiło się ciemno i rozległ się grzmot tak potężny, że ziemia zadrżała. Po chwili wszystko ucichło, a niebo rozpogodziło się. Oczom przerażonych ludzi, którzy wybiegli z domostw, ukazał się niezwykły widok: ich pola pozostały nietknięte, natomiast łan starca zmienił się w wielkie kamienne cmentarzysko. On sam został przywalony przez największy z głazów. O, tu sobie leży, pod tym głazem co niżej:)


Opowiada się także, że rzeczywisty dziedzic pobliskiej Łaszczówki, pan Kurdwanowski, wynajął ekipę do poszukiwania srebra i stąd ten bałagan, ale to tak samo pewne jak powyższe legendy:)


Aby się nie rozpisywać o walorach geologicznych tego miejsca, zainteresowanych odsyłam do bardzo ciekawego dokumentu naukowego na temat Piekiełka: Przegląd Archeologiczny



Pół godziny w rezerwacie zdecydowanie wystarczy, aby obejść te prawie 70 różnych głazów. Widokowo Piekiełko nie jest czymś spektakularnym, ale naukowo owszem. Piękne widokowo są natomiast okolice. 








Piękne jest to Roztocze...

Zajrzałam jeszcze do Podlodowa - dawnej wsi polsko-ukraińskiej. Na skraju wsi zatrzymałam się przy kaplicy Św. Huberta. Kiedyś we wsi była cerkiew, stała po przeciwnej stronie drogi, katolicy i prawosławni korzystali z cerkwi wspólnie. Została rozebrana i spalona w 1938 roku przez wynajętych ludzi z terenu Galicji, bowiem z miejscowych nikt się nie zgłosił do rozbiórki.  Rządowa akcja burzenia cerkwi trwała kilkanaście tygodni. Zniszczono wówczas w Polsce 127 prawosławnych obiektów sakralnych, w tym 91 świątyń, kilka z nich na Zamojszczyźnie.


Tuż przed kaplicą spoczywają we wspólnym grobie żołnierze polegli w bitwach pod Tarnoszynem w dniach 27-28 sierpnia 1914 roku. Węgrzy służyli w 31 pułku piechoty Honwedu. Większość z nich pochodziła z Vesprem. Austriacy to 1. pułk  tyrolskich strzelców cesarskich oraz 27 batalion landhwery, a Rosjanie, to 137 i 138 pułk piechoty. Na cmentarzu w Rzeczycy we wspólnej mogile leżą także Ukrainiec i trzech Polaków, którzy byli pomocnikami żandarma austriackiego i zginęli w 1914 roku. 



Wspólne modły mieszkańców w cerkwi i sąsiedzka pomoc skończyły się, gdy Ukraińcy przyłączyli się do niemieckich faszystów. Do zagłady ludności polskiej doszło w nocy z 17 na 18 marca 1944 roku. Kilka sotni UPA okrążyło wioski, a łuny płonących zabudowań szybko rozświetliły mroki nocy. W gminie zginęło ponad 70 osób, w tym trzynaścioro dzieci. Najmłodsze miały po dwa latka. Banderowcy puścili z dymem 36 gospodarstw. Dziesięć dni później - przy udziale funkcjonariuszy policji ukraińskiej pod dowództwem Iwana Maślija - upowcy dokończyli dzieła. Aresztowano w okolicznych wsiach pozostałych Polaków i pod pozorem spisania danych osobowych doprowadzono na posterunek w Szczepiatynie. W przydrożnym rowie zamordowano kilkunastu mieszkańców Tarnoszyna i Szczepiatyna.


Jednak pozostały teren to stary cmentarz prawosławny, z kilkoma wyjątkami. 









Cmentarz nie jest w stanie idealnym, nagrobki w większości są zniszczone, ale widać, że jednak ktoś tego pilnuje, podnosi przechylone pomniki, wykarczowano krzewy. Ukraińców już tu nie ma od czasów akcji Wisła. I oni, jak wcześniej Polacy, stali się ofiarami historii. Rozproszono ich do ZSRR i na Ziemie Odzyskane, a wieś stała się jednorodna narodowościowa - polska.

Na koniec Korczmin, położona nad Rzeczycą niewielka wieś w powiecie tomaszowskim. 


Dowodem dawnej świetności Korczmina jest cenny zabytek - drewniana cerkiew Objawienia Pańskiego. Pierwotnie jej powstanie datowano na 1658 r., dopiero w czasie prowadzonych w latach dziewięćdziesiątych prac konserwatorskich odkryto na południowym zrębie nawy inskrypcję z niepełną datą ,,157[?]”, dzięki czemu datowanie można było przesunąć o prawie sto lat wcześniej. W ten sposób cerkiew korczmińska zyskała rangę najstarszej na Lubelszczyźnie drewnianej świątyni.


Od 1947 r., po wysiedleniu ludności ukraińskiej, świątynia była  przez jakiś czas użytkowana jako filialny kościół rzymskokatolicki. W połowie lat pięćdziesiątych została opuszczona i przez blisko pół wieku chyliła się ku  ruinie. W 1955 r., uległa zniszczeniu południowa ściana prezbiterium, w 1959 r. zawaliła się zakrystia, a uszkodzenia oceniono na 30 procent. Cztery lata później, w 1963 r., burza zniszczyła kruchtę. Część wyposażenia rozkradziono, większość obrazów zdołano jednak uratować, przenosząc je do kościoła w Machnówku, Muzeum Okręgowego w Lublinie i Muzeum Wsi Lubelskiej. W 1966 r., biorąc pod uwagę stan techniczny obiektu, postulowano, by cerkiew w Korczminie skreślić z ewidencji zabytków - tak zły był jej stan. W 1990 roku rozpoczęto prace konserwatorskie przy obiekcie, zainicjowane przez Społeczną Komisję Opieki na Zabytkami Sztuki Cerkiewnej. Cerkiew rozebrano, wymieniono elementy zniszczone i zakonserwowano pozostałe, a w 1994 rozpoczęto jej ponowne stawianie. W kwietniu 2002 Wojewódzki Konserwator Zabytków w Lublinie przekazał cerkiew na rzecz parafii greckokatolickiej Narodzenia NMP w Lublinie. Rekonsekracja cerkwi odbyła się 28 sierpnia 2004.  






Krzyż z napisami po polsku i ukraińsku o treści: 'Pamięci zmarłych wszystkich wyznań i narodowości. Spokój ich duszy. Anno Domini 2006" stoi naprzeciwko wejścia do cerkwi.
Natomiast w niedalekiej odległości przy drodze do Ulhówka znajduje się XIX-wieczny cmentarz z nagrobkami bruśnieńskimi.







W okolicy jest jeszcze kilka miejsc, które chciałabym zobaczyć, więc zapewne niedługo znów zawitam w te okolice.