niedziela, 23 marca 2014

Gruzja - skalne miasto Upliscyche

Skalne miasto Upliscyche leży we wschodniej Gruzji wzdłuż rzeki Kura (Mtkvari) na wschód od miasta Gori. Jego wyjątkowa wartość architektoniczna i archeologiczna polega na połączeniu się w jednym miejscu elementów pogańskich, hellenistycznych z wpływami bliskowschodnimi i chrześcijańskimi.



Upliscyche wspomina się jako jedno z czterech najstarszych miast Gruzji. Do naszych czasów przetrwała legenda o założeniu miasta przez Uplosa, potomka Kartlosa, będącego ojcem Gruzinów (po gruzińsku Gruzja to Kartvelebi). Miasto funkcjonowało już w V w. p. n. e., choć nosi ślady obecności człowieka sięgające aż II tysiąclecia p. n. e. Swój rozkwit przeżywało w epoce hellenistycznej, kiedy uzyskało mury obronne i wieże, tunel oraz nową siatkę ulic. Z nadejściem chrześcijaństwa utraciło na znaczeniu.W VIII i IX wieku n.e., gdy Tbilisi wpadło w obce ręce, Upliscyche przejęło funkcję stolicy kraju i miejsca oporu wobec arabskich najeźdźców. Miasto opustoszało ostatecznie w późnym średniowieczu w wyniku najazdów mongolskich.






Dojazd do Upliscyche to jedna wielka przygoda:) Najpierw taxi-vanem z obcymi ludźmi do Gori, potem marszrutką pełną dzieci i matek wracających ze szkoły do wsi nad rzeką Mtkvari. Życzliwa Gruzinka sama z siebie nie pytana widząc plecak i przewodnik w mojej ręce, podpowiedziała, gdzie wysiąść, żeby było najbliżej. Potem piechotą jakieś 2-3 km szosą przez wieś i wśród skał.
Miejsce okazało się wspaniałe! Czas minął nie wiadomo kiedy, zrobiło się późno i zaczęłam podejrzewać, że mogę mieć problem z powrotem do Gori:) Postanowiłam po prostu iść szosą, a ponieważ marszrutki zatrzymują się w każdym miejscu, złapałabym ją gdzieś po drodze. No to idę. Najpierw do wsi. Tu poznałam baaardzo miłego pana weterynarza:) Po miłej pogawędce zostałam po raz pierwszy zaproszona na poczęstunek. Wymówiłam się brakiem czasu.Pan zatrzymał dla mnie okazję do Gori, ale okazało się, że jednak nie jadą do miasta, bo to miejscowi. Zostałam przez nich zaproszona na kolację po raz drugi:) Następnie wyszedł naprzeciwko dorosły syn pana weterynarza i wraz z żoną zaprosili mnie do swojego domu na szklaneczkę czaczy:) naprawdę żal było odmawiać, ale niestety zbliżał się wieczór i jakbym przegapiła ostatnią marszrutkę, musiałabym zostałać w Upliscyche do następnego dnia:)
Marszrutka przyjechała, więc mogłam odjechać, choć przygoda kusiła. O gruzińskiej gościnności krążą wszak legendy. Są gościnni i serdeczni, choć biedni.