środa, 10 września 2025

Cerkwie w Górach Sanocko-Turczańskich

Dziś będzie o Rakowej, Paszowej i Wańkowej. Właściwie celem była impreza rowerowo-rozrywkowa w Wańkowej, która miała miejsce 6 września, ale do popołudnia też trzeba było się czymś zająć. A buszowanie po cerkwiach baaardzo lubię:) 


Wymienione miejscowości leżą w Górach Sanocko-Turczańskich, to takie "wczesne" Bieszczady:) Niektórzy nawet nazywają je Bieszczadami, aby zwiększyć rangę i legendę terenu, ale powiedzmy sobie szczerze - Góry Sanocko-Turczańskie to nie Bieszczady. Do Bieszczad stąd jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Lubię te tereny i byłam TU kilka razy, także w części Gór Słonnych



Zaczęliśmy od Rakowej. Nie ma żadnej tabliczki kierującej do cerkwi. Trzeba przejść przez bród na rzeczce Tyrawce i skrajem pola dostać się do kępy krzaków. I tu jest ta greckokatolicka Cerkiew Narodzenia Najświętszej Marii Panny z 1779 roku. Stoi tu 246 lat!

 

W wieży były dzwony:  jeden z 1680 r. z napisem ruskim, drugi z 1715 r. z fundacji Jana Franciszka Konarskiego - cześnika kijowskiego, które obecnie przeniesiono na dzwonnicę nowego kościoła, a w środku podobno jest jeszcze fragment rozmontowanego ikonostasu namalowanego przez Zygmunta Bogdańskiego w 1894 roku. Po wojnie, od roku 1947, cerkiew wykorzystywano jako kościół rzymskokatolicki. Po wybudowaniu nowego kościoła w 2011, cerkiew stoi opuszczona i niszczeje.







 
Przez zasnute pajęczynami okienko widać puste zaniedbane wnętrze.



 
Z małego cmentarzyka zostało tylko kilka nagrobków. Na początku 1939 roku ludność Rakowej wynosiła około 1520 mieszkańców. W latach 1945–1946 nacjonaliści ukraińscy z OUN-UPA zamordowali tutaj 22 Polaków i 3 Ukraińców. Pozostali mieszkańcy narodowości ukraińskiej po wojnie zostali przesiedleni w czasie akcji "Wisła" na ziemie zachodnie w celu ograniczenia pomocy udzielanej UPO-wcom. 

 
Z Rakowej do Paszowej jest tylko 3 km, idzie się wygodnie szosą.  Dla dorosłych osób to rzut beretem:) Momentami po drodze robi się trochę mgliście.



... a na łąkach... "pasły się owieeckiii ... jescse nie dojoooneee..." :)



We wsi mgła ustępuje. Bez problemu znajdujemy przy drodze w Paszowej cerkiew pw. Soboru Matki Bożej. Prowadzi do niej ładna alejka wysadzana ogromnymi drzewami. Jak na mój gust niektóre mogą być w wieku cerkwi lub starsze. 



Obecna, drewniana greckokatolicka świątynia, zbudowana została w końcu XVIII w. Teraz jest w kolejnym remoncie. Po 1947 r. użytkowana jest jako filialny kościół rzymskokatolicki parafii w Wańkowej. Szkoda, że zamknięty, podobno są tam resztki starego ikonostasu...


I jak to w tych okolicach bywało, w latach 1945–1946 nacjonaliści ukraińscy z OUN-UPA zamordowali tutaj 27 Polaków oraz Ukraińców, którzy odmówili współpracy z UPA. 



Za kościołem jest współczesny cmentarz, ale on nas nie interesuje. Idziemy "w krzaki" szukać śladów starego cmentarza. Znajdujemy niewiele. Część terenu jest tak zarośnięta, że nie da rady wejść w te chaszcze, a druga wycięta w pień, zaorana i obsiana świeżą trawą. Tam to może tylko kości pod ziemią świadczą, że przez wieki odbywały się tu pochówki.



Powrót do Rakowej i jedziemy do Wańkowej. Do rozpoczęcia imprezy rowerowej jest jeszcze czas - wstaliśmy dziś bardzo wcześnie:), więc zostawiamy auto na parkingu i tu też oglądamy cerkiew,  i znów tylko z zewnątrz, bo zamknięta. Ale może to nie jest duża strata, bo cerkiew opuszczona w 1945 r. została potem  zdewastowana i okradziona z wyposażenia, więc to co jest w środku, to wszystko nowe z lat po 1985 roku.


Cerkiew greckokatolicka p.w. Narodzenia Bogurodzicy z 1726 r została tu przeniesiona w 1985 roku z pobliskiej Ropienki, gdzie pobudowano ją w 1726 r. Ma zatem aż 300 lat ! Obecnie to kościół katolicki.

 
We wsi, po której spacerujemy pieszo,  kawałek od cerkwi natrafiamy na stary cmentarz greckokatolicki, a właściwie jego resztki.






  
Na jednej z chat wypatrzyłam jeszcze deskal Andrejkowa namalowany na podstawie zdjęcia z 1960 roku, przedstawiającego  rodziców z trójką dzieci.











 
Fajnie w tej Wańkowej, jest duży ośrodek - narciarski na zimę, a na lato na zboczu są trasy dla rowerów, jest bardzo długa tyrolka tylko dla dorosłych, jest wyciąg krzesełkowy i bardzo przyjemne trasy spacerowe.
Kiedy zaczyna się wyścig rowerowy, zostaję sama w ośrodku, bo mój rower jest górski, więc został w domu, a ponieważ jesteśmy w górach, to wyścig odbywa się na rowerach szosowych he he:)
Czekając zatem na potencjalnego zwycięzcę oglądam atrakcje dla widzów, zajadam się bigosem i ciastem przygotowanym przez koło gospodyń:)

 
Popatrzyłam na rowerowe akrobacje Jonasza Pakulskiego...




Przejechałam się wyciągiem krzesełkowym...

Z przyjemnością posłuchałam relacji Jakuba Rybickiego o jego rowerowej wyprawie zimowej po Bajkale (książkę jego o tym mam  od lat)...


... i wtedy wyścig rowerowy na czas się skończył. Nagrody zgarnęli inni, a my poszliśmy słuchać koncertów, najpierw zespołu Watra (bardzo przyjemna muzyka bieszczadzka), a potem Tołhaje. Przepadam za ich muzyką reprezentującą tradycyjne tematy muzyczne z wielokulturowego pogranicza polsko-ukraińskiego i progresywny jazz, muzykę elektroniczną i fantastyczny śpiew. To oni nagrali muzykę do filmu "Wataha". Bez nich ten serial sporo by stracił. 



Dzień się skończył w nocy, jeszcze przejazd na nocleg do wsi Rudenka i ... jutro jest następny dzień:)

Brak komentarzy: