Co prawda, Wisła ma 1022 km, a ja odwiedziłam ją na długości zaledwie 10 km, ale to wystarczy, aby potwierdzić jej piękno. Pojechałam samochodem do Józefowa nad Wisłą, a potem pieszo przez Kaliszany-Kolonię poszłam do Piotrawina i z powrotem.
W KALISZANACH byłam 10 lat temu. Nie wiem dlaczego, ale tamten skromny wpis ma na tej stronie najwięcej odsłon, liczonych w tysiącach. Ktoś (to nie ja!:) jakiś czas temu wrzucił link do facebooka, bo nadal z niego wchodzą ludzie właśnie przez FB. Postanowiłam odświeżyć sobie okoliczne miejsca, ale jeździć samochodem od miejsca do miejsca byłoby nudno:), zatem zostawiłam auto przy kościele w Józefowie nad Wisłą i poszłam odwiedzić rzekę.
Nazwa miasteczka Józefów została nadana od imienia jednego z synów Andrzeja Potockiego, krakowskiego kasztelana, który w 1687 roku założył osadę na prawie magdeburskim. Józefów szybko zasłynął z niedzielnych i czwartkowych targów oraz jarmarków organizowanych z przywileju nadanego przez króla Jana III Sobieskiego. Miejscowość była ważnym punktem na szlaku handlowym, ponieważ tu właśnie odbywała się przeprawa przez Wisłę. Specyficzny, ciepły mikroklimat Józefowa sprawia, że miejscowość oraz cała gmina słynie z sadownictwa. Już tradycyjnie, każdego roku w maju, odbywa się w Józefowie Święto Kwitnących Sadów, gromadzące lokalnych plantatorów i miłośników regionu. Teraz Józefów n/Wisłą wydał mi się niezbyt interesujący, ale może w czasie kwitnienia sadów i majowego święta odwiedzę jeszcze raz w przyszłym roku.

Niegdyś w miasteczku było kilkaset domów, ratusz, klasztor, kościół, trzy bramy miejskie, szpital, poczta, szkoła, komora celna, cyrkół policyjny... niestety, represje po klęsce powstania styczniowego doprowadziły do likwidacji klasztoru, utraty praw miejskich w 1870 roku i zahamowanie rozwoju. Potem w 1915 roku miasto zostało doszczętnie spalone przez uciekające wojska rosyjskie. Spłonął wtedy ratusz, kościół i drewniana zabudowa. W okresie międzywojennym miejscowość została częściowo odbudowana, jednak utraciła swoje zabytkowe cechy. W czasie II wojny światowej miasteczko znów uległo niemal całkowitemu zniszczeniu. Żydowscy mieszkańcy zostali wysiedleni i zgładzeni przez okupanta niemieckiego. Po wojnie Józefów nie odzyskał praw miejskich, przywrócono je ponownie dopiero 1 stycznia 2018 czyli po 150-letniej przerwie.

Kościół rzymskokatolicki pw. Bożego Ciała, pierwotnie z 1730 roku w stylu barokowym ufundowany przez syna zmarłego fundatora, Józefa Potockiego, na nowo odbudowany po 1944 roku.
Widok przez kraty - po lewej stronie zabytkowa ambona, pod którą jest umieszczony obraz z wizerunkiem Józefa Potockiego. W nadstawie ołtarzowej krucyfiks wykonany w XVIII wieku otoczony przez zabytkowe obrazy: Matki Bożej, św. Antoniego i św. Franciszka. Wnętrze świątyni reprezentuje styl barokowy.
Imponujące konfesjonały ustawione są po oby stronach nawy głównej.
Czas nad Wisłę. W Józefowie n/Wisłą nie ma plaży i nie ma przystani. Aby dojść do rzeki, musiałam pokonać przeszkody:)
W tym miejscu przekraczam granicę województw: za mną lubelskie, za kładką świętokrzyskie. I to tłumaczy, dlaczego w Józefowie nie ma żadnej infrastruktury nad Wisłą - teren nadrzeczny leży w innym województwie, które nie będzie inwestowało w lubelskie miasteczko, a województwo lubelskie nie zainwestuje na terenie innego województwa. Co za paradoks! Nawet hotel leżący w miasteczku zaprasza swoich gości zaledwie na łączkę.

Za wiślaną odnogą idę kawałek przez zadrzewiony teren, czyżby obszar zalewowy ?
I wreszcie ona, dostojna
Wisła, w wodami sunącymi dostojnie i powoli...
Nie oszczędziła mnie rzeka:) Rymnęłam białymi spodniami na czarny wilgotny grunt, dobrze, że miałam na zmianę czarne biegowe getry i nie musiałam iść dalej z czarną plamą na tylnej części ciała:)
Przejścia do Kaliszan wzdłuż Wisły nie ma, wróciłam na ryneczek i znalazłam drogę do wsi Kaliszany Kolonia.
Przede mną 7 km marszu, ruch na drodze mały, piękne słońce, a w słuchawkach ciekawa lektura w formie audiobooka, czas szybko mijał... A ja mijałam wielkie sady, a w nich jabłonie, grusze, śliwka węgierka.
W Kaliszanach- Kolonii dla zmotoryzowanych jest ładny parking, wiata z miejscem na ognisko. Jako, że szłam pieszo, skręciłam w pierwsze możliwe przejście na skarpę dawnego kamieniołomu na wiślanym brzegu. No, pięknie jest!:)
Do lat 70. XX wieku wydobywano tu wapień i opoki kredowe. Oprócz pięknych widoków na Wisłę podziwiać można także rzadkie gatunki roślin oraz skamielin z okresu mezozoiku. To ta era geologiczna, która trwała od 252 do 66 milionów lat temu i obejmowała trzy okresy: trias, jurę i kredę. Nie do wiary, stąpałam po skale, która może mieć nawet 250 mln lat...!:)
Teren kamieniołomów to blisko
kilometr naturalnych tarasów widokowych umieszczonych na
wysokości 40 metrów. Po zejściu na dno kamieniołomu skierowałam się ku Wiśle mijając dwóch miłych panów pytających o drogę :) Faktycznie, trzeba się nachodzić, aby się stąd wydostać:) Ponieważ wyznaję zasadę, że nie wraca się tą samą drogą, w dalszą trasę ruszyłam zadłuż Wisły.
Przyjemnie było posiedzieć nad rzeką, posłuchać pluskania wody i szumu drzew... miły relaks.
Przede mną prawie 2 km do Piotrawina. Pierwsze domy prawie na odludziu, niektóre zamieszkałe, niektóre nie.






Wyszłam znad Wisły w Piotrawinie w okolicach orła na pomniku poświęconym pomordowanym w pacyfikacji wsi w 1940 roku. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ nie słyszałam o pacyfikacji wsi w tym regionie w 1940 roku, a raczej w 1943. 2 lutego 1943 r. wcześnie rano do Piotrawina przybyło około 60 partyzantów Gwardii Ludowej pod dowództwem "Cienia" Bolesława Kowalskiego. Zakwaterowali się w domach rolników. W tym samym czasie, w sąsiedniej wsi Kamień oddalonej o 2 km , stacjonował w majątku dziedzica Gierlicza oddział Wehrmachtu, który przyjechał ze wschodniego frontu na urlop. Dwóch żołnierzy niemieckich z tego oddziału nie wiedząc, że w Piotrawinie kwaterują partyzanci, przyszło do wsi. Dostrzegli ich leśni i postanowili odebrać im broń. Niemcy stanowczo odmówili i zawrócili do Kamienia. Partyzanci oddali do nich strzały, w wyniku czego jeden
Niemiec został zabity na miejscu, a drugi
ciężko ranny. Odebrano im broń i pozostawiono na miejscu. Do wieczora tego dnia duża wieś Piotrawin, licząca ponad 1200 mieszkańców niemal się wyludniła. Prawie wszyscy mieszkańcy uciekli w obawie przed niemieckimi represjami, ale w czasie najbliższych godzin i dni nic się nie działo. Dopiero po sprowadzeniu oddziałów żandarmerii w końcu lutego 1943 r. Niemcy otoczyli część wsi i dokonali pacyfikacji. W mieszkaniu Stanisława Kani, który strzelał do dwóch Niemców (Skąd wiedzieli ? Ktoś ze wsi doniósł ?), położonym bardzo blisko Wisły, Niemcy spalili żywcem wraz z domem, w którym przebywali, jego żonę, siostrę, teściową i dzieci. Po dokonaniu tej zbrodni spędzili ludność z innych wsi i wydali rozkaz, aby szczątki tego domu usunąć, a szczątki ludzkie wynieść na tamę na Wiśle i tam wrzucić w najgłębszą wodę. Po kilku dniach hitlerowcy wrócili i ponownie zaatakowali pozostałą część wsi. Pozostający przy życiu mieszkańcy przez kilka tygodni mieszkali w lesie z obawy przed kolejnymi akcjami Niemców.
Tak więc ta data na pomniku budzi moją wątpliwość. W 1940 roku pacyfikacje trwały po "tamtej": stronie Wisły i były związane z oporem ludności w świętokrzyskim, która sprzyjała oddziałom Hubala.
W niedalekiej odległości przy drodze wypatrzyłam jeszcze kapliczkę z 1880 roku.
O Piotrawinie też już tu sporo
BYŁO, więc teraz jeszcze wnętrze, którego w piotrawińskim kościele poprzednio nie widziałam.
Stara plebania z 1904 r.
W sąsiedztwie kościoła Kaplica gotycka (lata 1440-1441) – zbudowana nad grobem rycerza Piotra, o którym mowa w poprzednim
WPISIE przebudowana w XIX wieku.
Na północnej ścianie umocowano pierwotną tablicę nagrobną z XV w. Na grobie w 1640 r. ułożono płytę z łacińską inskrypcją.
Za kościelnym murkiem, w kierunku Wisły, interesująca Droga Krzyżowa.
W głębi po prawej
most w Kamieniu, a naprzeciwko to jeszcze nie drugi brzeg, tylko Półwysep Rajski z plażą, porośnięty bujną roślinnością i zamieszkały przez ptactwo wodne.
Od strony rzeki widoczny
dawny Pałac Biskupów.
Kajetan Sołtyk, znany z próby budowy bazyliki w Piotrawinie przebudował istniejącą wówczas rezydencję w Pałacyk Biskupów Krakowskich w 1782 roku. Pałacyk powstał na fundamentach "z kamienia i cegły wymurowany z dwoma facjatami, zawierający galerię, salę, 4 pokoje i 2 narożniki". Czasy świetności pałacu biskupów przerwał w 1841 roku wielki pożar. W 1880 roku do Piotrawina przybył Ludomir Cywiński, wykupił na licytacji dobra kościelne, następnie pałac został przebudowany w stylu klasycystycznym. Po II Wojnie Światowej, w pałacu mieściła się szkoła, biura Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej oraz mieszkania pracownicze. Obiekt popadł w ruinę, w końcu został opuszczony.
Obecnie, po kilkunastu latach prac renowacyjnych, można znów podziwiać klasycystyczną architekturę Pałacu Piotrawin pełniącego rolę hotelu z restauracją. Do środka nie zajrzałam, bo było wesele, a podobno eksponują tam fragment muru z XI wieku odkryty podczas remontu.
Teraz jeszcze czekał mnie pieszy powrót po auto do Józefowa n/Wisłą, prawie 1,5 godziny marszu szosą z ciekawą lekturą w słuchawkach. A potem dalszy ciąg zwiedzania okolicy na 4 kółkach:)