Już kilka razy odwiedzałam Górecko Kościelne , więc tym razem postanowiłam tylko przejść się po okolicy. Piękna słoneczna sobota zachęcała do wędrówek.Zdecydowałam się iść śladem walk z czerwca 1944 roku. Bitwa w Lasach Lipskich, Janowskich i Puszczy Solskiej była największą bitwą partyzancką na ziemiach polskich podczas II wojny światowej stoczonej na południu Lubelszczyzny. Jej przyczyną była wielka operacja niemieckiego okupanta o nazwie „Sturmwind”, skierowana przeciwko partyzantom polskim i radzieckim.
Liczebność polsko-radzieckiego zgrupowania wynosiła ok. 5000 ludzi (3000 Sowietów, 750-800 AK-owców, 750-800 AL-owócw i 400 BCh-owców. Nocą z 21 na 22 czerwca, w rejonie Górecka Kościelnego, z okrążenia wyszli partyzanci AL (zginęło ok. 100 ludzi, m.in. porucznik Aleksander Szymański ps. „Bogdan”). Kolejnej nocy tę samą próbę na innym odcinku podjęli Sowieci. Ostatecznie przebili się oni dopiero nocą z 23 na 24 czerwca udając się następnie w Karpaty. Mjr Edward Markiewicz ps. „Kalina”, dowódca sił AK i BCh, zdecydował się nie wychodzić z okrążenia. Poprowadził podległe sobie siły w bagniste rejony między Tanwią a Sopotem licząc, że trudno dostępny rejon ochroni ich przed hitlerowcami. Wbrew oczekiwaniom Niemcy kontynuowali pościg okrążając Polaków w rejonie wsi Osuchy („Kalina” przekazał dowództwo swojemu zastępcy i popełnił samobójstwo). Podjęta nocą 25 czerwca próba wyjścia z okrążenia zakończyła się klęską partyzantów. Z oblężonych oddziałów wydostał się tylko oddział „Wira”.
Wzięci do niewoli pod Osuchami partyzanci trafili do obozów koncentracyjnych lub zostali zabici na miejscu. Ci, którym udało się wydostać z okrążenia kontynuowali walkę do końca niemieckiej okupacji Lubelszczyzny w lipcu 1944.
Ignacy Borkowski (wcześniej Ignacy Burek), ps. „Wicek”, był działaczem komunistycznym, oficerem Armii Ludowej (AL), pułkownikiem Milicji Obywatelskiej (MO), głównym inspektorem ORMO. Przeżył wojnę i działał jako partyjny funkcjonariusz kilkadziesiąt lat. Chyba słusznie wymieniony jest tylko krótko na pomniku, bez nazwiska, gdyż jest on poświęcony żołnierzom z jego oddziału, którzy zginęli w Puszczy Solskiej.
Kolejnym moim celem jest znajdująca się w samym sercu Puszczy Solskiej Ziemianka Partyzancka „WIRA” i szpital partyzancki 665. Z tego miejsca, od kapliczki do końca trasy idzie się około godzinę przez przepiękny, zaskakująco zielony o tej porze roku las. Cała trasa jest dokładnie oznaczona, co kilkadziesiąt metrów znajdują się tabliczki informacyjne, nie da rady się zgubić.
Ziemianka była tylko częścią obozu partyzanckiego, który stacjonował w tych lasach. Pół godziny marszu od ziemianki znajduje się rekonstrukcja leśnego szpitala.
Leśny szpital działał czynnie od 1944 roku. Decyzję o jego powstaniu przyspieszył fakt, że kilku rannych partyzantów leżało w bunkrze „Wira” i wymagało stałej opieki lekarskiej. Zagęszczenie oddziałów partyzanckich w Puszczy Solskiej było duże i takich miejsc w Puszczy i Lasach Janowskich partyzanci zbudowali wiele. Rannych mogło przybywać, a ziemianka nie spełniała wymogów sanitarnych. I tak pojawił się pomysł, żeby zabrać Niemcom drewniany barak, przenieść go do lasu i przerobić na szpital. Szpital obłożono gałęziami i igliwiem, widoczny był dopiero z bliska. Tak powstał szpital polowy z prawdziwego zdarzenia o kryptonimie 665.
Wracałam tym samym szlakiem, dopiero na samym końcu drogi lekko zmieniłam kierunek, aby obejrzeć starą kapliczkę z 1899 roku.