poniedziałek, 8 lipca 2024

Lasy Janowskie

Wybrałam się pieszo na 27-kilometrowy rajd po Lasach Janowskich. Dzień był upalny, w lesie wcale nie było chłodniej, wiatru nie było wcale. Początek w Lipie, do Kochan i z powrotem. Szlakiem i po bezdrożach. Lasy Janowskie to jeden z najbardziej rozległych kompleksów leśnych w Polsce i trzeba to potraktować poważnie. Obszary są ogromne, pocięte ścieżkami i ścieżynkami, traktami i duktami, ale nie ma zasięgu i w przypadku zagubienia się (a wystarczy pomylić ścieżkę), nie ma nawet jak zadzwonić po pomoc:) Oczywiście nawigacja bez zasięgu nie działa, a zresztą w nawigacji nie ma tych ścieżek i dróżek. Na początku szłam z grupą, ale idea pędzenia bez sensu przed siebie, byle do przodu, bez jakichkolwiek komentarzy ze strony przewodnika, omijając ciekawe miejsca,  wcale mi nie odpowiadała i odłączyłam się. Nie zgubiłam się:) Mam dobrą orientację w terenie. Kontynuowałam więc we własnym tempie, radując się zielonością lasu,  zapachem roślinności, zaglądając w różne zakątki, podjadając jeżyny i słuchając śpiewu ptaków. Przyszłam godzinę później niż grupa, która zabijała czas siedząc przed sklepem sącząc ciepły napój (co za nudy!):) W domu z internetu nadrabiałam to, czego powinnam się dowiedzieć od pana przewodnika.



W 1944 roku w Lasach Janowskich toczyły się ciężkie walki partyzantów z Niemcami, o akcji Sturmwind słyszał chyba każdy, kto chodził do szkoły podstawowej. Partyzancki Kamień Pamięci w Lipie, postawiony został przez Zbigniewa Markuta, syna Jana Markuta ps. „Wichura”. "Wichura" w czasie niemieckiej okupacji był żołnierzem NOW-AK i partyzantem oddziału NOW-AK "Ojca Jana" Franciszka Przysiężniaka. Po wejściu Sowietów został aresztowany przez NKWD i skazany za przynależność do AK. Wywieziony na Syberię spędził 4 lata w sowieckich łagrach. W wolnej Polsce działał w organizacjach kombatanckich.

9 czerwca 1944 roku, podczas jednej z potyczek partyzantów z oddziałami niemieckimi, przy przejściu rzeczki Łukawicy, pod ciężarem jadącej na końcu kolumny kuchni polowej, załamał się most i wóz z kotłem wpadł do wody. Niemcy nacierali i nie było czasu na jego wydobycie, więc został podziurawiony kulami, by nie wpadł w ręce wroga.  Kocioł został po wojnie wydobyty z rzeki przez okolicznych mieszkańców i przez wiele lat służył do pędzenia bimbru, ale w końcu sprzedano go na złom:)


Mostek na Łukawicy w tym samym miejscu co w 1944 r.



Lasy Janowskie to miejsce, w którym x lat temu po raz pierwszy w życiu zobaczyłam wrzosy:) Teraz jeszcze nie kwitną, za wcześnie.










Tutaj od kilku lat w okresie noworocznym przyjeżdżam na Jasełka w Kochanach, do tego ośrodka za stawem.


Kochany to malutka śródleśna osada, która przed II wojną światową była dość licznie zamieszkana, gdyż znajdował się tu folwark rodziny Lubomirskich. W czasie II wojny światowej wieś została spacyfikowana i zniszczona przez hitlerowców. Dziś zamieszkuje ją tylko kilku mieszkańców. Przez wieś przepływa rzeczka Dębowiec, nad którą rośnie wiekowy dąb, w którym na początku XX wieku umieszczona została kapliczka z obrazem Matki Boskiej. 

 
I okazuje się, że przechodziliśmy (jeszcze w grupie) koło rezerwatu Łęka, gdzie chroniony jest  wielogatunkowy drzewostan o cechach naturalnych i pan przewodnik słowem się o tym nie zająknął, tylko gnał wpieriod:)





Stawy hodowlane w Gwizdowie; droga prowadzi wzdłuż tych stawów, na granicy województw: jedna noga w  podkarpackim, druga w lubelskim:)




10 czerwca 1944 roku w godzinach przedpołudniowych oddział partyzancki znalazł się na skraju śródleśnej wioski Janiki. Tu partyzanci natknęli się na silne oddziały niemieckie idące ze stacji kolejowej w Lipie na rozpoczynającą się akcję przeciwpartyzancką Sturmwind, która 11 czerwca 1944 roku objęła cały obszar Lasów Janowskich.
Wywiązała się zażarta walka, w której poległo kilku Niemców, a jeden został wzięty do niewoli. W sytuacji, kiedy na pozycje niemieckie przybyły posiłki, dowódca „Konar” wydał rozkaz wycofania się.



 
Odwiedzone miejsca mają ogromny potencjał krajoznawczy, w ogóle nie wykorzystany na rajdzie. Mam w planie samodzielne opracowanie trasy zwiedzania okolicy, tym razem rowerem, i odbycia jej w pojedynkę.