piątek, 26 lipca 2024

Zachodnia Ukraina - czy widać wojnę

Choć na Ukrainie byłam krótko (stanowczo za krótko!) i tylko na bardzo bliskim zachodzie, to i tak każdy pyta, czy widać wojnę.
Widać.
Już na samym przejściu granicznym przy wymianie walut deklaracja na wyświetlaczu: "Razem do zwycięstwa" (Razom do peremogi)


Widać też na lwowskich ulicach. A właściwie nie widać - mężczyzn nie widać. Jeśli już, to są to starsi panowie po 65 roku życia. Nieliczni młodsi zawsze z małymi dziećmi, jako ubezpieczenie - to jedyni żywiciele o strategicznych zawodach. Innych mężczyzn brak. Na ulicach same kobiety. Tak jest w każdej miejscowości. Na ulicach można spotkać patrole, podchodzą do mężczyzn w sile wieku, jeśli się na takowego natkną, sprawdzają, dlaczego nie walczy. Każdy obcokrajowiec musi mieć przy sobie swój paszport, nawet jak idzie do publicznej toalety albo po bułki do sklepiku za róg. W przypadku jego braku, jest zgarniany do wyjaśnienia. Obcokrajowcy z podwójnym obywatelstwem np. polskim i ukraińskim czy czeskim i ukraińskim zgarniani są z ulicy na front.





W sklepach za kasami i w restauracjach jako kelnerzy pracują młodzi chłopcy w wieku 16-18 lat (czyli nie podlegający obowiązkowi wojskowemu) lub kobiety. Wielu młodych mężczyzn ukrywa się przed poborem, z różnych względów. Rozmawialiśmy z jednym, obywatelstwo ukraińskie, pochodzenie polskie, w duszy i sercu Polak, rodzice miejscowi Polacy. Jako jeden z pierwszych dostał powołanie, ale nie zgłosił się. Żyje w ukryciu już dwa lata, bez pracy, na łasce bliskich i znajomych, w stanie depresji. Uważa się za Polaka, nie chce walczyć i ginąć za wschodnią Ukrainę. 
Spotkaliśmy też mężczyznę na urlopie po 4-miesięcznej służbie na froncie, z wyraźnymi objawami stresu pourazowego. 
Mówią, że można uzyskać glejt zwalniający ze służby, wystarczy wyjąć 2500 USD. Cena jednego dolara to około 41 hrywien, czyli ta opłata za wolność od wojska to ponad 100 000 hrywien czyli około 10 000 pln,  przy średnim wynagrodzeniu równowartości około 2100 pln, przy czym minimalna pensja to około 800 pln, a w małych ośrodkach wiejskich i małych miasteczkach ludzie zarabiają po około 1300 pln.
Zatem zwolnienie ze służby mogą dostać bogaci, biedni idą w okopy.


I tu widać wojnę: pomnik Adama Mickiewicza we Lwowie otoczony rusztowaniami zabezpieczającymi przed ewentualnym skutkiem ostrzału.

 
W miejscach, gdzie kiedyś kłębiły się tłumy turystów, pusto, Lwów wymarł.
Ze Lwowa jedziemy do Borysławia. 
Borysław to dawny ważny ośrodek przemysłu naftowego w Galicji Wschodniej, a także w II RP w okresie międzywojennym. Eksploatowano tutaj ropę naftową, gaz ziemny i ozokeryt czyli wosk ziemny. Powstały wielkie rafinerie i nowobogackie wille. Czasy świetności miasteczko ma już dawno za sobą, nie posiada też znaczących zabytków, więc odwiedzamy tylko prywatny mini skansen Sergiusza Syłantiewa, prezesa regionalnego Towarzystwa Kultury Polskiej. Pan Sergiusz sprowadził do Borysławia oryginalną chałupę huculską z 1804 roku, znalazł ją w wiosce Wyżny Berezów koło Kosowa. Odnowił i zamieszkał w niej. Potem wystarał się o drewniany śpichlerz z 1861 roku, z Hubicza.   I właśnie w tym śpichlerzu ma teraz prywatne muzeum.






 
Za chałupą pan Sergiusz ma ładne widoki na Borysław...


... oraz ma także pole naftowe:)

 
Naturalne wycieki ropy z podziemnych złóż.





Małomiasteczkową sielskość Borysławia burzą  plakaty, takie jak wyżej : "Boże, daj siły naszym walczącym".


Łada 1500s zwana inaczej WAZ2103 albo żiguli albo "kopiejka", koniec produkcji w 1984 roku. Mamy 2024, a ona nadal na chodzie, bynajmniej nie jako zabytkowy pojazd:) Jest ich na drogach Ukrainy sporo.



Wojnę widać podczas zwiedzania - wiele zabytków jest tak zabezpieczonych przed wojną, jak poniższa cerkiew w Matkowie.


Prądu częściej nie ma niż jest. Ukraina ma do dyspozycji zaledwie jedną czwartą mocy wytwórczych w energetyce w porównaniu do sytuacji sprzed rosyjskiej agresji. Oznacza to, że ludzie przez znaczną część doby są pozbawieni nie tylko prądu, ale też ciepła i bieżącej wody. Ratują się generatorami, które w czasie przerwy w dostawie energii wystawiane są na chodniki i potwornie hałasując produkują prąd przynajmniej dla lodówek i innych niezbędnych urządzeń. Bywa też, że jak w markecie zgaśnie światło (to i kasy nie działają), wszyscy muszą zostawić swoje koszyki z zakupami i wyjść.
Mrożonek i lodów lepiej nie kupować, szczególnie w małych sklepikach, które często nie posiadają generatorów, bo te produkty mogą być wielokrotnie rozmrażane i zamrażane. O zimnych napojach najczęściej można pomarzyć. 


Widziałam restauracje, które wróciły do gotowania na kuchniach tradycyjnych opalanych drewnem.

Najwięcej emocji budzą jednak urządzone prawie w każdym miasteczku galerie upamiętniające poległych. Tu: przed ratuszem w Samborze.


Wojnę widać także na drogach, przed wjazdem i na wyjeździe z miasteczek stoją patrole, zatrzymują, kontrolują, przeszukują. Nie spotkaliśmy się z żadną agresją, wręcz przeciwnie, robią swoje, przekomarzają się, żartują, ale sprawdzają bardzo dokładnie.

Na szczęście podczas tych kilku dni nie było alarmu wojennego. Instrukcja zachowania się w czasie alarmu jest prosta: patrzeć, co robią Ukraińcy, jeśli uciekają - też uciekać. Jeśli nie uciekają - spokojnie sobie chodzić, jak i oni. Każdy Ukrainiec ma w telefonie komórkowym aplikację ostrzegającą przed zagrożeniem, tych poziomów zagrożenia jest kilka, nalot rakietowy, lotniczy, z użyciem dronów itp.; zależnie od tego kwalifikowany jest jako mniej lub bardziej zagrażający. 

Na koniec  kilka fotek z Jasienicy Zamkowej. Aż się nie chce uwierzyć nie chce, że do Lutowisk stąd jest zaledwie kilkanaście kilometrów:)



Cerkiew jest z XIX wieku, ale dzwonnica obok to prawdziwa perełka, choć w ulewnym deszczu może tego nie widać na pierwszy rzut oka. Tu też wojnę widać, cerkiew jest pełna - pełna kobiet.



Dzwonnica powstała jako kaplica grobowa pomiędzy 1766 a 1779 rokiem.  Zbudowano ją za zgodą biskupa Anastazego Szeptyckiego z "drzewa ciosanego, z trzema oknami, jednymi drzwiami i dzwonnicą na górze". W ołtarzu znajdowała się ikona Matki Bożej, wg tradycji ustnej przeniesiona ze wsi Isaje. Obiekt ten przez ponad 100 lat traktowany był przede wszystkim jako świątynia i tak odnotowano go w schematyzmie z roku 1879. Dopiero później użytkowano go jako dzwonnicę. 

 
Drabina wydrążona z pnia, deski podłóg i ścian łączone drewnianymi kołkami.




 Obok na wzgórzu rozległy cmentarz, a wewnątrz dzwonnicy muzeum bojkowskie. 





 
Te góry w tle, to nie Bieszczady, to Góry Sanocko-Turczańskie. Sanockie - bo ciągną się od Sanoka. Turczańskie, bo zaczynają się tu niedaleko w Turce.


Stacja kolejowa w Jasienicy Zamkowej.


Wybieram się na Ukrainę jeszcze raz, niestety, obawiam się, że wojna do tego czasu się nie skończy.

czwartek, 25 lipca 2024

Tustań - Ukraina

Rezerwat Tustań leży na terenie Parku Narodowego „Beskidy Skolskie”. Oprócz pięknej dzikiej przyrody oferuje do obejrzenia pozostałości skalnego fortu obronnego.

Drewniany zamek na skałach zbudowano prawdopodobnie około drugiej połowy IX wieku. Twierdza pełniła swoją rolę do XVI wieku, z pewnymi przerwami, do czasu najazdu tatarskiego. Posadowiona na ogromnych skałach wysokości 40 metrów, potężna drewniana cytadela zbudowana przez plemienną szlachtę Białych Chorwatów, broniła okoliczne tereny oraz pełniła funkcję punktu celnego.  Zamek Tustań był ważnym punktem strategicznym i wchodził w skład zunifikowanego systemu karpackiej  linii obrony południowo-zachodnich granic Rusi Kijowskiej, a później księstwa galicyjsko-wołyńskiego. Tustań wraz z Przemyślem, Korośnem i Terebowlą należał do najsłynniejszych osad Galicji, o czym świadczą znalezione w Tustanie arabskie dirhamy, które były w obiegu w IX-XI wieku.


Najdawniejsza pisemna wzmianka o Tustaniu pochodzi z 1340 r. i znajduje się w pracy polskiego kronikarza Janka z Czarnkowa, który był podkanclerzem polskiego króla Kazimierza ІІІ.


Jak wspomniałam wcześniej, Tustań był urzędem celnym. Tędy przechodziła droga handlowa, którą kupcy wozili sól od Drohobycza przez wieś Tustanowycze, potem przez Tustań i wieś Podhorodce, która była przedmieściem twierdzy, dalej dolinami rzek Stryj i Opór aż do karpackich przełęczy. Stamtąd droga solna prowadziła do krajów Europy Zachodniej.

Głównym badaczem twierdzy Tustań był Mychajło Rożko. To on dowiódł istnienia twierdzy oraz tego, że stale ją rozbudowywano, zwiększano jej wysokość i zajmowano coraz wyższe poziomy zespołu skalnego. W ХІІІ w., w okresie jej największego rozwoju, twierdza zajmowała wszystkie możliwe galerie i tarasy od podnóża do szczytu skał. Wysokość ciągłej zabudowy w wewnętrznym podwórcu sięgała pięciu pięter, każde o wysokości 3,5–4 m. W celu zabezpieczenia w wodę podczas oblężenia, twierdza miała studnię w podnóżu skały i dwie cysterny. Można jedną z nich oglądać po dziś dzień.


Podczas badań archeologicznych twierdzy Tustań zebrano ponad 25 tysięcy artefaktów, takich jak drewniane elementy zabudowy, wyroby metalowe, ceramika, szkło, wyroby skórzane. Szczególnie cenne to: relikwiarz w kształcie krzyża, tarcza pierścienia z grawerowanym rysunkiem ptaka, spiżowa buława, młot, siekiera, groty bełtów do kuszy, iglicowe i trzpieniowe groty strzał tarczowych, groty włóczni, krzesiwa, ostrogi, serca dzwonków, rylce do drewna, igły, zapięcia do książek. Drewniane znaleziska są reprezentowane przez wielką ilość drewnianych konstrukcji, wśród których znajdują się fragmenty sześciu węgarów, słupy konstrukcyjne galerii, fragmenty belek, kołków-dybli, desek ze złączami typu „jaskółczy ogon”, dranice, gonty, a także drewniane łyżki i łopata. Fragmenty ceramicznego naczynia, znalezione podczas wykopalisk archeologicznych, badacze datują na ІX – XVІІ wiek. Znaleziono również kafle, wśród których wyróżniają się elementy z plastycznym wyobrażeniem Jerzego Zwycięzcy, który zabija smoka. Niestety, na terenie twierdzy nie ma muzeum, więc żadne eksponaty nie są tu prezentowane.



Nad okolicą górują skały wysokości do 50 m. Skały ostańce zbudowane są z twardego piaskowca jamieńskiego, ich wiek to 55 mln przed naszą erą !






U podnóża twierdzy znajduje się pomnik poświęcony jej badaczowi Michajle Rożko.

 
W pobliżu wsi Tustań są szlaki do pieszych wędrówek, a w dalszej okolicy ponad 30 źródeł wody leczniczej. I ciekawostka: w 2010 roku na teren parku przywieziono z Polski i Hiszpanii stado żubrów, które obecnie liczy ponad 20 osobników.
Warto tutaj spędzić przynajmniej jeden dzień.