poniedziałek, 17 lutego 2020

Radecznica - klasztor na Łysej Górze

O Łysej Górze z Roztocza mało kto wie, ale o Radecznicy nieliczni jednak słyszeli. Szczególnie ci wierzący, bo bazylika w Radecznicy zwana jest także "lubelską Częstochową"; jak również alkoholicy, niedoszli samobójcy i psychopaci - ale o tym będzie potem. Jak w przypadku każdego sanktuarium, zaczęło się od cudu. Pewnego razu Szymon Tkacz przechadzał się u stóp wzgórza zwanego Łysą Górą i spotkał świętego Antoniego. Święty zagadał i od słowa do słowa wyjawił, że dobrze by było jaki kościół tu postawić, no ale sam przecież do biskupa nie pójdzie... a odwdzięczy się cudowną wodą w stawie. No i Szymon tak długo wiercił dziurę w brzuchu biskupowi, że ten się zgodził pobudować małą drewnianą kaplicę i klasztor. Tym sposobem na Łysej Górze w Radecznicy 20 czerwca 1667 roku zamieszkali bernardyni z Rusi. Świętemu Antoniemu było tego za mało, więc dwoił się i troił, czynił cuda święta wodą, aż uwierzył w nie Sejm najwyższy Rzeczypospolitej oraz Jan król Sobieski, no i pod ich naciskiem duchowieństwo musiało się wziąć do roboty. Pobudowali wielki kościół z klasztorem i tak sobie stoi do dziś.

O taki pobudowali:)










Kościół w środku jest piękny. Kiedy usiadłam na ławce i zapatrzyłam się w obrazy, malowidła i rzeźby, poczułam się jak w jakimś bardzo zabytkowym włoskim kościele, a przecież znajduje się on w małej wsi we wschodniej Polsce. Jak widać, można skarby znaleźć także daleko od metropolii.








A, jeszcze staw z cudowną wodą:




... i z kaczkami...



Burzliwe były losy klasztoru. Po 1869 sprowadzili się tu prawosławni i zamienili kościół na cerkiew, założyli szkołę pisania ikon, a mniszki prowadziły seminarium nauczycielskie i ochronkę. Prawosławni ubieżeli wraz z rozpoczęciem I wojny światowej, a do klasztoru powrócili bernardyni. I tak sobie tu pielęgnowali kult św. Antoniego aż nastała komuna i rok 1950. Wszystkich zakonników UB-ecja aresztowała. Nie, nigdzie ich nie wywieźli, po prostu w części budynków na szybko zorganizowali psychiatryk i tam ich trzymali. Wierzą w boga, znaczy się szurnięci, chyba takie było podejście. Dodatkowo zakonnicy prowadzili tu punkt kontaktowy Zrzeszenia Wolność i niezawisłość, więc byli wrogami władzy. Dostali wieloletnie kary nałożone przez komunistyczny sąd. Potem do szpitala zaczęto przyjmować naprawdę psychicznie chorych i tak jest do dziś. Szpital nadal zajmuje część klasztornych budynków, ale państwo polskie i biskup po 1989 roku oficjalnie się majątkiem podzielili.

Ze schodów bazyliki w oddali widać było dwie kościelne wieże. To Mokrelipie. W Radecznicy długo nie było cmentarza, zmarłych chowano właśnie w Mokrymlipiu. Pojechałam zobaczyć, o tym - i nie tylko - będzie następny wpis.