środa, 8 marca 2023

Pradolina Wieprza - Lubelszczyzna

"Sami nie wiecie, co posiadacie"... Tyle razy jadąc do stolicy lub jeszcze dalej przecinałam w poprzek ten region, nie interesując się nim zbytnio.  Aż nadeszły ostatnie dni lutego i postanowiłam obudzić się z zimowego snu i "gdzieś" pojechać, nie za daleko, bo zimno okropnie, ale w miejsce, gdzie jeszcze mnie nie było. Pomyślałam, że może do Kośmina...? I tak narodził się plan wycieczki w Pradolinę Wieprza.

Osią hydrograficzną Obszaru Chronionego Krajobrazu „Pradolina Wieprza” jest oczywiście rzeka Wieprz. Obszar prawie w całości należy do dorzecza Wieprza, a niewielka jego część przy zachodniej granicy zalicza się do dorzecza Wisły. W okolicy Kocka, do Wieprza uchodzą trzy największe na Obszarze Chronionego Krajobrazu cieki: Tyśmienica, Minina, Świnka. Poza nimi do Wieprza wpada kilka mniejszych: Bylina, Zalesianka, Dąbrówka, Duży Pioter oraz kilka niewielkich cieków bezimiennych. Obok dużych rzek, występują starorzecza, niewielkie cieki naturalne i sztuczne, stawy i doły potorfowe wypełnione wodą. Znamiennym elementem krajobrazu są stawy. Wyobrażam sobie, jak pięknie musi być tam wiosną i latem... warto pojechać z rowerem i popedałować te kilkadziesiąt kilometrów. Do zapamiętania na cieplejsze dni.

Po drodze zatrzymałam się w Markuszowie, gdyż moją uwagę zwrócił stary kościół tuż przy trasie. Czynny tylko w niedzielę latem, teraz zamknięty, ale jego historia jest bardzo ciekawa.




W miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się kościół św. Ducha w Markuszowie, na przełomie XVI/XVII wieku stała drewniana i mocno zniszczona kapliczka św. Stanisława. Fundatorką nowego kościoła orientowanego była Gertruda z Bnia Opalińska, żona Jana Firleja z Dąbrowicy, podskarbiego koronnego. Jego budowniczym był Piotr Durie. Wiele lat mieszkał on w Markuszowie, potem przeniósł się do Lublina, gdzie zmarł w 1623 podczas epidemii dżumy.
Kościół św. Ducha był kościołem szpitalnym, co znaczy, że znajdował się przy nim przytułek i szpital dla ubogich, ufundowany wraz z kościołem. Głównymi źródłami utrzymania kościoła i szpitala były darowizny i zapisy. W 1811 kościół spłonął w wielkim pożarze Markuszowa. Odbudowano go w kilka lat po pożarze dzięki składkom parafian i przy wydatnej pomocy ówczesnego właściciela Markuszowa, hrabiego Tarnowskiego. Aktualnie jego wygląd nie różni się od stanu pierwotnego, choć dawniej miał wyższy i bardziej stromy dach, inaczej wyglądało sklepienie nawy i zakrystii, okna prawdopodobnie były znacznie dłuższe (wskazuje na to okno w prezbiterium) i ozdobione obramieniami w kształcie plecionek.


Piotr Durie wybudował także w 1608 roku kamienną kapliczkę z figurą Matki Boskiej. Składa się ona z czworobocznego słupa ustawionego na cokole i kapliczki w formie czterech korynckich kolumienek. Podtrzymują one kopułę opiętą konsolami. Dodatkową ozdobę stanowią kartusze z herbem Lewart i inicjałami P.D.


Przed 1782 rokiem przy południowo-zachodnim narożu kościoła wybudowano dzwonnicę. Połączona jest ona ścianką z narożną skarpą kościoła. 




Za kościołem pomnik poświęcony  Polsce Niepodległej odsłonięty chyba nieprzypadkowo 3 maja 1925 roku, za dwa lata będzie miał 100 lat.


Dłużej w Markuszowie się nie zatrzymywałam, choć do zobaczenie jest tu jeszcze stary kirkut i kościół mariawitów oraz stawy, wrócę tu, gdy się bardziej zazieleni.


Kierując się trasą do Kośmina po drodze natknęłam się na leśne krzyże oraz Pomnik Zasadzki pod Żyrzynem 1863.



Bitwa pod Żyrzynem rozegrała się 8 sierpnia 1863 roku. Polskimi siłami dowodził pułkownik Michał Heydenreich "Kruk", absolwent petersburskiej Akademii Sztabu Generalnego i działacz konspiracyjny. Mając informacje o transporcie dwustu tysięcy rubli z dęblińskiej twierdzy do Lublina, Heydenreich zastawił pułapkę właśnie w okolicy Żyrzyna. Zasadzka okazała się skuteczna. Po trzygodzinnym boju niewielka część rosyjskiego oddziału przebiła się z okrążenia w kierunku Kurowa. W bitwie zginęło pomiędzy 77 a 200 żołnierzy rosyjskich, ok. 150 zostało rannych, zaś blisko drugie tyle trafiło do niewoli. Straty polskie były minimalne: od 10 do 40 zabitych i kilkudziesięciu rannych. Zdobyte pieniądze przeznaczono na wzmocnienie i tworzenie nowych oddziałów powstańczych. Bitwa pod Żyrzynem uznana została za największe polskie zwycięstwo w okresie powstania styczniowego, zaś Heydenreicha mianowano generałem brygady.

Pomnik upamiętniający sukces powstańców styczniowych pierwotnie znajdował się w okolicy wioski Żerdź, na terenie przewidzianym pod budowę drogi ekspresowej S17. Zgodnie z zaleceniem lubelskiego konserwatora zabytków, w okolicy pomnika oraz w miejscu, na które miał zostać przeniesiony, przeprowadzone zostało na zlecenie GDDKiA rozpoznanie geofizyczne. Znaleziono pociski, działko wiwatowe, armatni wycior, guziki i przypinki z umundurowania, odsłonięto też zarys ogrodzenia i elementy pomnika postawionego przez Rosjan w 1888 roku. Natrafiono także na kości końskie oraz odsłonięto zarys trzech miejsc pochówku: dwóch indywidualnych oraz dużej zbiorowej mogiły. Wykonawca robót na S17 zdemontował współczesny pomnik i przeniósł go na drugą stronę DK17.

Stąd niedaleko już do Kośmina, gdzie przywitał mnie Wieprz, który jest jedną z największych rzek we wschodniej Polsce. Według pomiarów GPS, analizy dostępnych zdjęć lotniczych i satelitarnych, jej całkowita długość wynosi 368,3 km. Wypływa z Jeziora Wieprzowego w Wieprzowie Tarnawackim, około 5 km od Tomaszowa Lubelskiego, a uchodzi do Wisły w okolicy Dęblina. Niepowtarzalny krajobraz doliny rzeki Wieprz tworzą: nieregularne, meandrujące koryto otoczone drzewami i zaroślami, kwieciste łąki urozmaicone kępami drzew i krzewów oraz malownicze skarpy i wytworzone na piasku murawy. Rzeka jest jednym z najważniejszych korytarzy ekologicznych w regionie, tworzy liczne siedliska dla wielu gatunków roślin i zwierząt. Jej wybitne walory przyrodnicze i krajobrazowe oraz centralne położenie w województwie lubelskim stwarzają doskonałe warunki do rozwoju turystyki aktywnej,  głównie kajakowej. Wyznaczone są 22 odcinki do kajakowania, jeden z nich zaczyna się właśnie w Kośminie, a kończy w Dęblinie.




Oprócz rzeki i stacji kajakowej, główną atrakcją wsi jest parterowy, wzniesiony w stylu klasycyzującym, położony w pobliżu starorzecza Wieprza Dworek Kossaków. 18 lipca 1899 roku Witold (brat Zofii Kossak) mając 12 lat utonął w nurtach rzeki Wieprz. Wraz ze swoimi kuzynami kąpał się w Wieprzu. Nagle Jerzy Kossak (syn malarza Wojciecha) zaczął się topić. Na pomoc podążył mu nie umiejący pływać ojciec Witolda, Tadeusz. Witold pospieszył z pomocą obu tonącym. Jednak mu się to nie udało i sam utonął. Dwóch tonących wyciągnął z rzeki korepetytor. Ciała Witolda nie odnaleziono tego samego dnia. Podobno na drugi dzień Jerzemu ukazał się Witold w komunijnym ubranku i powiedział, w którym miejscu prąd rzeki wyrzucił jego ciało. Ojciec od razu pojechał tam bryczką i znalazł syna. Dlaczego w komunijnym ubranku? Na kilka dni przed tą tragedią,7 lipca 1899 roku Witold Kossak przyjął swoją pierwszą Komunię. Magdalena Samozwaniec zapisała tę rodzinną tragedię: „Sen, przeczucie, jasnowidzenie? Nie wiem, w każdym bądź razie był to fakt autentyczny”. Opowiadano, że Witolda dlatego pochowano w Rykach, ponieważ jego ojciec miał jakieś nieporozumienie z  księdzem z Gołębia. Grobem w Rykach opiekowali się uczniowie ze szkoły w Kośminie przywożeni przez nauczycielkę.




Na tablicy pamiątkowej znajduję się błędna data urodzenia Zofii  Kossak, po kilkunastu latach wnuczka Zofii otrzymała akt urodzenia, z którego wynika, że Zofia Kossak urodziła się 10.08.1889 roku.


Zabytkowy dwór Kossaków w Kośminie to miejsce urodzin Zofii Kossak, wybitnej polskiej pisarki. Jednak to nie jest ten sam budynek, tamten spłonął, ten jest nowszy.
Obecnie w budynku znajduje się punkt informacji turystycznej, salon z panoramiczną polichromią autorstwa Wojciecha Kossaka, salonik pisarki Zofii Kossak, izba tradycji, pracownia edukacji przyrodniczej oraz kolekcja kopii obrazów drukowanych na płótnie autorstwa Juliusza i Wojciecha Kossaków.



Zofia Kossak-Szczucka wywodzi się z rodu wybitnych malarzy. Była córką Tadeusza, bliźniaczego brata Wojciecha Kossaka i wnuczką Juliusza Kossaka. Urodzona w Kośminie nad Wieprzem, dzieciństwo i młodość spędziła na Lubelszczyźnie i na Wołyniu, gdzie przeżyła piekło rewolucji bolszewickiej. Po śmierci męża, Stefana Szczuckiego, osiadła w 1923 roku w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. Lata okupacji spędziła w Warszawie. Zaangażowana w pracę konspiracyjną, redagowała podziemną prasę, była współzałożycielką Rady Pomocy Żydom („Żegota”). Za to została odznaczona medalem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” oraz tablicą pamiątkową w Jerozolimie. Przeżyła obóz koncentracyjny Auschwitz II-Birkenau, a potem Pawiak, gdzie została skazana na śmierć. Uwolniona w lipcu 1944 roku dzięki staraniom władz podziemia, po wojnie wyjechała z kraju i przebywała w Anglii. Razem z mężem pracowała w trudnych warunkach na farmie Trossell. W 1957 roku pisarka powróciła do Polski.  Zamieszkała w domku dawnego ogrodnika w Górkach Wielkich, w którym obecnie mieści się Jej muzeum biograficzne. Pochowana została na cmentarzu w Górkach Wielkich obok ojca Tadeusza Kossaka i syna Julka Szczuckiego.

Kośmin to wieś założona już w XV wieku, jednym z pierwszych mieszkańców był osadnik o imieniu Kuźma, od którego prawdopodobnie pochodzi nazwa wsi Kuźmin. Z czasem przechodzi w nazwę Kośmin. Była to wieś chłopska, nigdy nie było tu dworu szlacheckiego.
23 stycznia 1944 wieś została spacyfikowana przez Niemców. Wszystkich mieszkańców wywieziono do obozu na Majdanku lub na przymusowe roboty do Niemiec. 
Obecnie mieszka tu około 350 osób. Dominują nowe ładne domy, ale one nie są ciekawe. Znacznie bardziej interesujące są te stare:) Fantastyczne miejsce na wakacyjny lub weekendowy spokojny wypoczynek naznaczony nicnierobieniem, pluskaniem się w rzece, jazdą na rowerze, kajakowaniem, spacerami wśród pól.




Udaję się w dalszą drogę Pradoliną Wieprza. 
Oto rzeczka Zalesianka wpadająca do Wieprza, w miejscowości Sarny. Tworzy tu coś w rodzaju małego zalewu, nad brzegiem którego znajduje się klasycystyczny dwór z drzewostanem. W lipcu 1996 roku obiekt przeszedł w prywatne ręce, więc nie mogłam obejrzeć z bliska.



W Pradolinie jest wiele malowniczych łąk, o tej porze roku często zalanych wodą.


Zatrzymuję się w Osmolicach. Pierwszym znanym z imienia i nazwiska właścicielem Osmolic był Wojciech Męciński urodzony w 1598 r., polski jezuita i misjonarz. Gnany chęcią podróży misyjnej do Japonii, kraju wrogiego chrześcijaństwu, zapisał Osmolice Kolegium Jezuickiemu w Krakowie. Sam w 1642 r, po 10 latach tułaczki i w przebraniu Chińczyka, dotarł do japońskiej ziemi. W miesiąc potem schwytano go i przez osiem miesięcy bestialsko torturowano.  Nie wyparł się wiary, wydano więc na niego wyrok śmierci. Dla ośmieszenia i upokorzenia, skazanego ogolono i pomalowano na czerwono. Przyprowadzonego na miejsce kaźni, związano i powieszono głową w dół nad wykopanymi w ziemi napełnionymi zgniłą i stęchłą wodą dołami. Później zaczęto podtapiać, opuszczając i zanurzając głowę w tę bagienną wodę aż do pasa, i trzymano w niej aż do prawie zupełnego utopienia lub upływu krwi z nosa i ust. Wówczas na chwilę unoszono skazańca  dla zaczerpnięcia przez powietrza, aby następnie powtarzać całą torturę od nowa. Trwało to kilka dni. Ojciec Męciński odszedł 23 marca 1643 r.
W wieku XIX Osmolice, od pewnego czasu będące już w prywatnych rękach, stały się własnością Ludwika hrabiego Krasińskiego, a mocy testamentu z 29 maja 1894 r.  dziedziczką dóbr Osmolice została nieletnia córka hrabiego Maria Ludwika Joanna Józefa Krasińska, po mężu księżna Czartoryska. Książę Adam Czartoryski osmolicką stadninę rozwinął w kierunku hodowli anglo-normadów, które importowano z Francji. W 1940 r. sprzedali majątek Stanisławowi Leśniowskiemu, przyszłemu teściowi Zofii Sikorskiej – jedynej córki generała Władysława Sikorskiego. Odwiedziła ona kilkakrotnie letnią rezydencje swoich teściów. Sam generał również spędził w Osmolicach kilka dni późnym latem 1939 r. Podczas jego pobytu i z jego inspiracji powstały tu pierwsze zręby Organizacji Wojskowej (OW) – konspiracyjnego ruchu oporu względem Niemiec, docelowo zalążka przyszłej armii polskiej.

 
Obecnie dworek jest własnością prywatną, znajduje się tu restauracja i hotel. Leży bezpośrednio nad Wieprzem.




Wieprz jest rzeką zdradliwą, nieuregulowaną, z nierównym dnem i wirami. Trzeba odwagi, aby w niej pływać. Znacznie przyjemniej jest kajakować, również w Osmolicach można wypożyczyć kajak. 
Przez wieś o nazwie Białka...


... udaję się do Żabianki. Wieś zamieszkuje zaledwie 106 osób, z czego 62 to kobiety, a 44 to mężczyźni. W ostatnich 20 latach wieś opuściła 1/3 mieszkańców.
Ksiądz Ludwik Zalewski w książce "Z epoki renesansu i baroku na Lubelszczyźnie", Lublin 1949, pisze: "W obrębie parafii Drążgów i Żabianka wsie Sobieszyn, Lendo i Ułęż to gniazda Sobieskich i Lędzkich herbu Janina.". Jednakże za wiele informacji historycznych o wsi nie zachowało się, prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie było tu dworu, wieś była chłopska. Okoliczne wsie mają fajną stronę na fb , jest i o Żabiance: https://www.facebook.com/gminaulez

Tuż przy drodze znajduje najstarszy zabytek w całej gminie - kościół parafialny Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Obecny kościół wybudowano w 1745 roku, tradycyjnie jako orientowany. Leży na skraju skarpy wieprzańskiej, z której można podziwiać piękne widoki.
Kto ciekaw, może zajrzeć do wsi 6 stycznia za rok, gdyż odbywa się tu tradycyjny orszak trzech króli, wszyscy w koronach na głowach, z gwiazdami, brodami itp:)






W XVIII wieku przy kościele została wzniesiona dzwonnica-brama. W XX wieku przestawiono ją na południe od kościoła. Dwa dzwony pochodzą z XVIII wieku. Niżej: widok na Ułęż, do którego się udaję.


Sama wieś Ułęż jest wzmiankowana już w kronice Długosza. W XVI wieku był tutaj dwór starosty stężyckiego Jacentego Bentkowskiego. Siedziba obecnego Urzędu Gminy to klasycystyczny pałac z początku XIX wieku, wybudowany według projektu Jakuba Kubickiego. Jest to miniatura warszawskiego Belwederu. 



Grobowiec rodziny Janickich: ostatni właściciele Ułęża – Karol Meisner i  Irena z  Meisnerów Janicka są pochowani na wzgórzu „Pięciu Figur” w centrum Ułęża. 



Obok krzyż umocowany na granitowym głazie poświęcony pamięci porucznika Stanisława Janickiego zamordowanego w Charkowie1940 roku przez NKWD


Następny cel: Sobieszyn.
W latach 1869 - 1870 Gabriela Kicka wybudowała na Modrzewiowej Górze w Sobieszynie rodzinną kaplicę grobową (zaprojektował ją Paweł Wójcicki, architekt warszawski). Została tam pochowana, również jej bracia Aleksander i Kajetan. W wyniku starań wdowy po Kajetanie, Marii Kickiej, w 1880 przeniesiono parafię, a trzy lata później rozpoczęła się budowa kościoła, ukończona w 1886.




Z tyłu kościoła znajduje się okno do krypty i tablica informująca, że jest tu pochowanych sześcioro członków rodziny Kickich, w tym Kajetan. Trumny nie są znaczone, nie wiadomo kto leży w jakiej trumnie. Są zaniedbane, okno jest bez szyby, w środku jest tak, że nie można powiedzieć, aby szczątki przechowywano w poszanowaniu. I tu zaczyna się ciekawie!




Otóż hrabia Kajetan Kicki umiera 21 czerwca 1878 roku. Już 7 lipca 1878 roku odczytano testament hrabiego. Słowa testamentu szokują całe Królestwo Polskie. Kajetan Kicki cały swój majątek zapisuje na cele filantropijne. Z dokumentów wynika, że raz tylko wymienia nazwę Sobieszyna. Natomiast z woli testatora to w Orłowie Murowanym miał być wzniesiony  kościół jego fundacji.
Ponieważ życzeniem jest mojem, ażeby zwłoki moje do tego kościoła przeniesione ostatecznie zostały, przeto podziemie onegoż, powinno być stosownie urządzone, naprzykład na wzór kaplicy pogrzebowej, wystawionej przez siostrę moją, w dobrach Sobieszynie, w guberni Siedleckiej, na teraz powiecie Garwolińskim.

No i to jest to jedyne wspomnienie o Sobieszynie. Testament opisuje też budowę ośrodka wychowawczego, przedszkole oraz szkołę rolniczą, dodatkowo stację badawczą. Nic takiego w Orłowie nie powstaje. Jedynym spełnieniem woli była budowa kościoła. Udało się tego dokonać dopiero 40 lat po śmierci testatora.

Z realizacji planów edukacyjnych po myśli Kajetana Kickiego prawdopodobnie w ogóle nic by nie wyszło, gdyby nie Rada Zarządzająca majątkiem zmarłego. Z powodu zakazu uruchomienia zakładu agronomicznego w guberni chełmskiej, Rada podjęła decyzję przeniesienia się z planami do guberni siedleckiej. Zdawano sobie też sprawę, że na przeszkodzie stoją interesy polityki narodowościowej prowadzonej przez rząd carski. Gubernia chełmska jako częściowo zamieszkała przez ludność ukraińską  uznawaną przez władze carskie za ludność rosyjską, była tam chroniona przed polonizacją. A w szkole rolniczej Kickiego dostrzegano właśnie takie zagrożenie. Gubernia siedlecka nie zmagała się z problemami etnicznymi. Tu zgodę na budowę szkoły uzyskano bez większych problemów. Tylko, że  testament Kickiego nic o Sobieszynie nie mówił. To za jego pieniądze realizowano tu budowę kościoła, szkoły i stacji doświadczalnej, ale te dwie ostatnie inwestycje odbiegają od zapisów testamentowych. Dodatkowo sam Kajetan Kicki nigdy w Sobieszynie nie był. Planował przyszłość majątku orłowskiego. Panem w Sobieszynie nie był nawet 2 miesiąc, mimo tego pochowano go tutaj, wbrew jego woli.

Mieszkańcy Orłowa Murowanego w powiecie krasnostawskim zorganizowani w komitet za punkt honoru postawili sobie wypełnienie ostatniej woli wielkiego społecznika i dobroczyńcy Kajetana hr. Kickiego. Po 138 latach, zgodnie z testamentem zmarłego, chcą pochować jego szczątki w gotowej krypcie miejscowego kościoła. Problem w tym, że społeczność Sobieszyna nie chce ich oddać…Kajetan Kicki kochał Orłów, tu mieszkał i tu w Orłowskim pałacu powstał testament, który spisywał prawie 30 lat. W testamencie jedyną wolą osobistą był spoczynek w Orłowie. Mimo tak wielkich zasług nie został należycie doceniony. Jedno jedyne testamentowe marzenie a nie zostało spełnione. 
Bardzo jestem ciekawa jak to się skończy:)

Za kościołem ciekawy grobowiec rodziny Bielickich, a w rogu kaplica cmentarna (chyba:)



We wsi znajduje się także inny ciekawy obiekt, mianowicie pałac rodziny Kickich w Sobieszynie. Na stronie urzędu gminy Ułęż, do której należy Sobieszyn, nie ma nawet wzmianki o tym pałacu, trochę wstyd. 


Pałac położony jest na skarpie doliny rzeki Wieprz, od której jest oddzielony systemem stawów. Został wzniesiony na przełomie XVIII i XIX w. wg projektu architekta Chrystiana Piotra Aignera, przy udziale architekta amatora Stanisława Kostki Potockiego. Folwark z budynkami projektował architekt Henryk Marconi, ten sam, co projektował Pałac Paca, Pałac Branickich, kościół w Wilanowie, kościół przy placu Grzybowskim w Warszawie i kilkadziesiąt innych szacownych budowli. 







Obiekt w ostatnich latach wielokrotnie zmieniał właścicieli, a obecnie po licznych zawirowaniach prawnych, zarządcą niszczejącej budowli jest w imieniu Skarbu Państwa Miasto Stołeczne Warszawa. Teraz to ruina, zdewastowana i rozkradziona. Sąd Rejonowy w Rykach po postępowaniu komorniczym wykreślił zobowiązania finansowe z hipoteki tego pałacu, co pozwoliłoby poszukać nowego inwestora, jednak w styczniu tego roku na to postanowienie skargę wniosła firma windykacyjna, która kupiła wierzytelności. To może spowodować, że znów rozpoczną się kolejne działania przedłużające i powodujące, że za chwilę ten zabytek runie, chociaż jest to jeden z najpiękniejszych zabytków doby klasycyzmu w Polsce. Pałac chce przejąć gmina, uzyskać pod zastaw pożyczkę i odremontować obiekt, ale chyba do tego daleka droga...