środa, 12 listopada 2025

Bieszczady - W Dolinie Górnego Sanu - szlak do źródeł Sanu

Jakiś czas temu będąc w okolicy podjęłam próbę dotarcia do źródeł Sanu, nieudaną, ale - po pierwsze, zabrałam się za to zbyt późno, bo po południu; po drugie - drogą na parking Bukowiec przejechałam tylko kawałek, bo dla mojego miejskiego autka była to droga zabójcza. Zrezygnowałam, ale nie zapomniałam:)

Trafiła się możliwość pojechać busem, który poradzi sobie bez ryzyka oberwania koła:) Co prawda wydelegowany kierowca nigdy tu nie był i chyba nie zdawał sobie sprawy z jakości (a raczej braku jakiejkolwiek jakości) prowadzącej do Bukowca drogi:), ale dojechał i wrócił bez uszczerbku na zdrowiu i życiu swojego auta i pasażerów:)



Tradycyjnie, jak wszyscy w drodze w Bieszczady, robimy postój w Chreptiowie. Uwaga: toaleta 5 pln:)

Szlak do źródeł sanu prowadzi przez teren tzw. bieszczadzkiego worka czyli obszaru na terenie którego znajdowało się kiedyś 10 wsi. Obecnie pozostały tylko dwie, Muczne i Tarnawa Niżna, zamieszkałe przez około 80 osób, z czego część z nich przebywa tu tylko w sezonie. Nie zatrzymujemy się, ja już tu BYŁAM






Ładne widoki na stronę ukraińską . Jedziemy wzdłuż granicy polsko-ukraińskiej i ...zyskujemy na czasie, bo wpadamy w inną strefę czasową - stajemy się o godzinę młodsi:)

 
Przez długi odcinek trasy towarzyszy nam San, w tym miejscu to malutka rzeczka, a będzie jeszcze mniejsza na końcu szlaku.

Parkujemy auto na płatnym parkingu w Bukowcu, kupujemy bilety do BPN i ruszamy. Listopadowa pogoda zmienna, na chwilę pokazało się słońce, ale ogólnie jest mokro i ślisko. Mamy ze sobą flagę, podobnie jak kilka innych osób. Jest 11 listopada, Święto Niepodległości, upamiętniające odzyskanie suwerenności w 1918 roku po 123 latach zaborów. 


Na pokonaniu szlaku potrzeba około 3,5 godz w jedną stronę, w pierwszym etapie prowadzi szutrową nieciekawą drogą przez lasy nadleśnictwa Sokoliki.

 
Przy wiacie turystycznej odpoczynek i skręcamy w lewo na drugi, ciekawszy odcinek szlaku, na pokonanie którego potrzeba jeszcze 1,5 godz.

 
Dziś jest sporo turystów. Wszystko przez 4-dniowy weekend, ale może też na skutek zamieszania, jakie spowodowała dyrekcja Parku. Co roku w ten dzień zbierała się grupa osób do przejścia zamkniętego szlaku na szczyt Opołonek, taka tradycja od lat. Na ten jeden dzień szlak był otwierany i choć nic na nim nie ma ciekawego, a szczyt jest zalesiony, to pasjonaci wnosili tam legalnie polską flagę. Przedtem zapisy były w kołach PTTK, które zgłaszały chętnych na listę sporządzaną przez Park. W tym roku Park uruchomił elektroniczny system zapisów. Nie wiadomo, czy ktoś się zapisał, bo system działał 7 minut i padł pod naporem około tysiąca chętnych. Park twierdzi, że zgłosiło się 150 osób w czasie tych 7 minut i lista zamknięta, ale chyba to nie była prawda, bo potem ogłosili, że anulują imprezę, bo "szkodzi środowisku". W zamian ta grupa miała iść szlakiem do źródeł Sanu. Chyba jednak grupa nie poszła, nie widzieliśmy 150-osobowej grupy ani na szlaku tam czy z powrotem, ani też nadmiernej ilości aut na parkingu. Owszem, było sporo turystów, ale szli w pojedynkę lub małymi grupkami. Jednak wejście na zamknięty dla ruchu Opołonek ma większą rangę niż przejście całorocznym otwartym szlakiem.




Ruiny dworu Stroińskich - miejsce po dworze znajdującym się w dawnych Siankach zostało wyeksponowane dopiero w latach 2020-2024. 


Odsłonięta została podmurówka dworu oraz zarys klombu, który niegdyś przed nim się znajdował. Zrekonstruowano również studnię, ustawiony został krzyż, ławki a także instalacja, która pozwala zobaczyć jak wyglądał i jak był umiejscowiony dwór w terenie.



Zabudowania dworskie leżały na lewym brzegu Sanu. Składały się z dworu z gankiem i sześciu budynków gospodarczych. Wszystkie były drewniane. W kompleksie zabudowań znajdował się staw na wschodnim brzegu Sanu, oddzielony od niego groblą, a zasilany wodą ze strumienia. W Siankach na początku XX wieku syn Klary i Franciszka, Stanisław Stroiński z żoną Wandą wybudowali neogotycką kaplicę grobową p.w. św. Jana, która znajdowała się niedaleko dworu po dzisiejszej ukraińskiej stronie. Była ona grobowcem ich dwóch przedwcześnie zmarłych córek. W 1939 r. została zdewastowana przez sowieckie wojska, w latach 70-tych podczas oczyszczenia pasa granicznego budynek został wysadzony. We dworze od września 1939 do czerwca 1941 mieścił się posterunek Gestapo. Zabudowa dworska została zniszczona w roku 1946.


Sianki założył w 1560 roku ród Kmitów. Do 1939 roku właścicielami była rodzina Stroińskich. Przed II wojną światową wieś była znanym ośrodkiem narciarskim. Działały tu trzy schroniska turystyczne, kilka domów letniskowych, liczne pensjonaty i restauracje. Znajdowała się tu również skocznia narciarska oraz tor saneczkowy. W marcu 1936 w Siankach zostały zorganizowane pierwsze narciarskie Mistrzostwa Polski klubów robotniczych. Pod koniec lat trzydziestych Sianki liczyły 1500 mieszkańców. W okresie międzywojennym stacjonował w miejscowości komisariat Straży Granicznej.
W wyniku akcji „Wisła” po II wojnie polska część wsi została wyludniona i spalona, natomiast w Siankach po stronie ukraińskiej znajduje się obecnie około 100 domów oraz stacja kolejowa na linii Użhorod–Lwów. 



 
Od ruin dworu kierujemy się do dawnego cmentarza w Siankach idąc przez stanowisko świerka wschodniokarpackiego.



Na cmentarzu tablica informacyjna o stojącej tu niegdyś cerkwi i jej wizualizacja.





W części najbliżej Sanu znajduje się tzw. Grób Hrabiny, choć Stroińscy nie byli hrabiami. Sam grób, a właściwie 2 płyty nagrobkowe Stroińskich - Franciszka (zm. 1853) i Klary z Kalinowskich Stroińskiej (zm. 1869) i mała kaplica, zbudowane są z kamienia. Groby zostały rozkopane po odsunięciu płyt i splądrowane w latach 80-tych XX wieku.
Pokazuję obie płyty, aby zadać kłam legendzie, jakoby Klara zmarła w w wieku 40 lat i nieutulony w żalu małżonek codziennie chodził na jej grób przez kolejne 26 lat. To nieprawda. W Archiwum Archidiecezjalnym w Przemyślu są dokumenty potwierdzające, że Klara przeżyła swojego męża o 16 lat. Była od niego młodsza o 23 lata. Zgodnie z nimi poprawiono daty na płytach podczas ostatniego remontu.
Stąd udajemy się na punkt widokowy. Pogoda średnia, widoczność słaba, ale ukraińskie Sianki widać.



 
Gdzieś tam, za mgłą, jest PIKUJ  Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej, na szczęście już niedaleko.



 
Na pasie granicznym spotykamy obrońców naszych granic, chwilę rozmawiają z turystami, potem odjeżdżają do roboty:)


 
A to... to jest  jedno ze źródeł Sanu:) Śmiech! :) To główne jest na Ukrainie w postaci ocembrowanej w środku obudowanego cementem ujęcia wody, tu chociaż można zmoczyć dłonie w tej ciurkającej odrobinie wody:) Co by nie rzec, robi się potem z tego spora rzeka:) Licząc od tego miejsca San po 433 kilometrach wpada do Wisły w okolicach Sandomierza.


Ma tym obelisku symbolizującym źródło Sanu  znajduje się tablica w języku ukraińskim podająca m.in. długość rzeki ( od głównego źródła 444 km), współrzędne geograficzne oraz wysokość 950 m n.p.m - dotyczy prawdopodobnie rzeczywistego położenia źródeł Sanu, które znajdują się na wschodnich stokach Piniaszkowego po stronie ukraińskiej i dla turystów idących od polskiej strony są niedostępne. 

 
Przy  źródle było kilkanaście osób, ktoś zaproponował zaśpiewanie hymnu z okazji Święta Niepodległości, wszyscy podchwycili i w towarzystwie pogranicznika z długą bronią odśpiewaliśmy całe cztery zwrotki:) To było fajne:)

I to byłby koniec wycieczki, jakby nie to, że jeszcze trzeba wrócić te marne 9 km pieszo :) 



 
Ruszyliśmy do domu już po ciemku, ale było warto tak się zmęczyć...:)