niedziela, 12 października 2025

Dawne cerkwie w okolicach Hrubieszowa

W ostatnią niedzielę września błądząc palcem po mapie zauważyłam, że okolice Hrubieszowa obfitują w liczne pocerkiewne kościoły. Ułożyłam sobie trasę na rower, który podwiozłam autem, i objechałam kilka ciekawych miejsc i świątyń. Wystartowałam w Czerniczynie sprzed kościoła z 1870 roku.



Pierwotnie była to cerkiew unicka, ale posłużyła wiernym tylko 5 lat, gdyż po Powstaniu Styczniowym car zlikwidował chełmską diecezję unicką zmuszając wiernych do przejścia na prawosławie i przystępując do silnej rusyfikacji regionu. Świątynię objął w użytkowanie Rosyjski Kościół Prawosławny z siedzibą w Moskwie i trzymał ją aż do 1949 roku, kiedy to przejął ją kościół katolicki pozbywając się detali charakterystycznych dla architektury bizantyńsko-rosyjskiej. Akurat trwała msza, weszłam do środka, ale nie zrobiłam zdjęcia. Wnętrze jest współczesne oprócz skromnego ołtarza, co do którego zachodzi podejrzenie, że może pochodzić z cerkwi, ale został zaadaptowany w taki sposób, że z wyglądu to mógłby być zrobiony choćby wczoraj. 

W okolicy piękne żyzne czarnoziemy Wyżyny Wołyńskiej, jadąc polnymi drogami natknęłam się także na wiele dyniowych pól.



Istne dyniowe zagłębie:)


 
I tak po pół godzinie jazdy dotarłam do Terebinia i tu kolejna pocerkiewna świątynia.


Dawna parafialna cerkiew greckokatolicka św. Eliasza Proroka, podobnie jak inne w tym regionie, została edyktem cara przekształcona w 1875 roku na cerkiew prawosławną, przebudowana po raz pierwszy w XIX wieku, potem remontowana cztery razy. Każda taka przebudowa to częściowa utrata cech pierwotnych. Po I wojnie oddana katolikom, na czas II wojny prawosławnym. Po zmianie granic Polski po II wojnie oraz po akcji Wisła we wsi została tylko jedna osoba wyznania prawosławnego, więc świątynię znowu przejęli katolicy nadając mu wezwanie  św. Piotra i Pawła. 

 
Co ciekawe, pierwotnie budynek nie stał w tym miejscu - podczas gruntownego remontu na początku XXI wieku został przesunięty w obecne miejsce przy drodze. W czasie mojego pobytu tutaj był zamknięty, mimo, że była niedziela, dzień święty, więc wnętrza nie zobaczyłam, ale bez ryzyka pomyłki  ośmielę się podejrzewać, że po tak licznych remontach i zmianie "właścicieli" nie ma tam niczego zabytkowego, przynajmniej nigdzie nie znalazłam informacji na temat zabytków ruchomych.

Znalazłam natomiast w Terebiniu stary cmentarz oznaczony na mapie google jako cmentarz wojenny. Może i wojenny, ale zarośnięty i żadnych śladów po żołnierskich pochówkach tam nie ma. Teren jest ogrodzony i bardzo rozległy, już jest na nim współczesny cmentarz zajmujący około 1/3 obszaru. Na zaniedbanej części odnalazłam stare unickie nagrobki.








Kolejna wieś, do której docieram po 18 km jazdy to Modryń.


Tu na skrzyżowaniu zauważam oryginalny kościół Rzymskokatolicki P.w. Matki Boskiej Królowej Polski. To dawna cerkiew greckokatolicka wzniesiona w 1740 z fundacji Rozalii z Wilgów. Stanęła na miejscu poprzedniej z 1406 roku, ufundowanej przez Władysława Jagiełłę.


W tych drzwiach wciąż jest zamontowany ten zamek, który by zamontowany jako pierwszy przy budowie świątyni. Niestety, kościół był zamknięty, ale tu mój żal nie jest zbyt duży, jako, że nie ma wewnątrz żadnego zabytkowego wyposażenia.


Ewentualnie byłabym zainteresowana zajrzeniem do czworobocznego grobowca rodziny Kuźmińskich  z 1828 roku - to ta dobudówka po lewej stronie na końcu z drzwiami.  Od 1825 roku Modryń należał do pułkownika Michała Koźmińskiego.
Kościół ma piękne, solidne przypory.

 
W czasie II wojny światowej w Modryniu doszło do tragicznych wydarzeń. Wieś zamieszkiwali zarówno Polacy (w zdecydowanej mniejszości) oraz Ukraińcy. W Wigilię 1943 roku dwa plutony BCh „Rysia” przyszły z pomocą napadniętej przez bojówkę UPA polskiej ludności w Kolonii Modryń. W wyniku potyczki zginęło 14 Ukraińców i 7 Polaków. Ukraińcy do tej pory twierdzą jednak, że to Bataliony napadły na ukraińskich mieszkańców bez powodu, zabijając 22 Ukraińców i 1 Polaka. Prawdy nikt nie dojdzie. Udokumentowany jest natomiast napad UPA w nocy 12 lutego 1944 roku na młyn w Modryniu, gdzie na noc chronili się miejscowi Polacy. Nacjonaliści wymordowali cały personel młyna wraz z ukrytą tam ludnością, a następnie podpalili młyn i kilka przyległych zabudowań. Zginęło 30 osób, jedna się uratowała. 



W pobliżu kościoła wytyczony jest cmentarz z okresu I wojny światowej, gdzie pochowani są żołnierze austro-węgierscy i niemieccy polegli w bitwie granicznej z Rosjanami w 1915 roku, w sumie 36 mogił pojedynczych i 8 zbiorowych, których obrys jest obecnie ledwo widoczny albo i nie. Miejscowa legenda mówi, że w kopcu jest mogiła austriackiego pułkownika, a jego żona ufundowała w 1920 roku prawie 5-metrowy krzyż z figurą Jezusa. To nie jest ten, co widać na zdjęciu, tamten się złamał i został wymieniony, a figura umieszczona w kościele w Wiszniowie. Tam też jest kościół w starej cerkwi, ale tym razem tam nie dotarłam. Przez pola i lasy pojechałam szukać Pomnika Siostry Longiny i Siedmiu Wychowanków w lesie pomiędzy wsiami Modryń i Sahryń.






Siostra zakonna Longina  czyli Wanda Trudzińska ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP 15 maja 1944 roku wraz z kilkoma chłopcami w wieku 10-12 lat wracała ręcznym wózkiem torowym z Werbkowic do Turkowic. Wieźli prowiant dla wychowanków sierocińca. Po drodze siostra Longina zauważyła płonący kościół w Malicach, zatrzymała wózek i razem z wychowankami zaczęła ratować sprzęty liturgiczne. Kościół płonął, bo podpalili go banderowcy. Ukraińcy  zatrzymali siostrę i dzieci i popędzili w stronę Sahrynia. Na drugi dzień pod lasem zamordowali wszystkich oprócz jednego chłopca, który powiedział, że jest Ukraińcem. Oprawcy puścili go wolno, ale nie wiadomo, co się później z nim stało.


Długo nie było wiadomo, gdzie doszło do mordu. Dopiero w 1975 roku 18-letni Janek Pokrywka z Sahrynia znalazł szczątki zamordowanych, które pogrzebano na cmentarzu w Starej Wsi k. Brzozowa na Podkarpaciu. W 2004 r. w lesie stanął krzyż upamiętniający miejsce śmierci zakonnicy oraz chłopców.


Skoro już jestem w okolicach Sahrynia, to zajeżdżam do tamtejszego kościoła. I to też jest dawna unicka cerkiew z 1873 roku, potem prawosławna, która trafiła w ręce katolików po I wojnie z krótką przerwą na czas II wojny, kiedy przez parę lat znowu była cerkwią prawosławną. W latach 40-tych XX wieku w Sahryniu był posterunek Ukraińskiej Policji Pomocniczej, na który polskie oddziały AK napadły w 1944 r, wtedy świątynia została zniszczona, ale po wojnie odbudowano ją.



W czasie akcji AK w marcu 1944 roku w Sahryniu, według historyków z Instytutu Pamięci Narodowej zginęło od 150 do 300 cywilnych Ukraińców. We wsi było mało mieszkańców polskich, większość stanowili Ukraińcy. Podobno UPA planowało mord na Polakach, więc uprzedzając ich działanie  polskie dowództwo AK postanowiło dokonać pacyfikacji wsi i zaatakować ludność cywilną, by brutalność ataku podziałała odstraszająco i zniechęciła UPA do dokonywania kolejnych mordów na Polakach; taki rodzaj odpowiedzialności zbiorowej. Wieś została doszczętnie spalona. Podobne akcje AK przeprowadziła w okolicznych wsiach - łączną liczbę zamordowanych w marcu w Sahryniu, Szychowicach i Łaskowie szacuje się na ponad 680 osób (Ukraińcy piszą o dwa razy większej liczbie ofiar). Po stronie polskiej zginęło dwóch żołnierzy, w tym jeden zabity przez swojego dowódcę, było też kilku rannych.
Akcja nie odegrała zamierzonej roli odstraszającej i do zbrodni na Polakach dochodziło nadal. Zbrodnia z 10 marca 1944 była szokiem dla Ukraińców Chełmszczyzny i przełożyła się na wzrost poparcia dla UPA, w której zaczęto widzieć jedynego obrońcę przed polską partyzantką. 
W 2009 roku rząd Ukrainy na swój koszt postawił na miejscowym cmentarzu pomnik upamiętniający ofiary. Były głosy, że Wołyń był za Sahryń...

Koło kościoła natomiast stoi pomnik upamiętniający dowódcę AK Antoniego Rychla ps. „Anioł”. „Anioł” był dowódcą miejscowych partyzantów oraz komendantem hrubieszowskiego obwodu Armii Krajowej. Zginął  zaatakowany przez ukraińskich policjantów, a jego ciało spalono na cmentarzu w Sahryniu. 




Dzień się kończy, chcę wrócić do auta przed zmrokiem, który teraz nastaje przed 18.00, więc postanawiam wracać. Zatrzymuję się jeszcze w Turkowicach. Jest tam prawosławny klasztor, ale na stronie internetowej sprawdzam, że otwarte do 15.45, a jest już znacznie później. Zresztą to nowy obiekt, nie jest zabytkowy, a sklepik mają także w internecie, więc sobie daruję. Zatrzymuję się tylko na starym cmentarzu.




 
Obejrzałam kilka świątyń w sąsiadujących miejscowościach, mają podobną historię, choć różnią się wyglądem i wielkością, wykonane są z różnych materiałów budowlanych i wykończeniowych. Łączy je położenie: na skraju wsi, na wzniesieniu, w otoczeniu drzew. Dom Boży powinien stać wyżej niż domy mieszkańców wsi. Dom boży powinien stać w zgodzie z naturą. Wizyta w domu bożym powinna wiązać się z pokonaniem pewnego trudu, więc leżały na skraju wsi.

W kołach ponad 60 km. Pogoda dopisała. To nie było moje ostatnie słowo w temacie okolic Hrubieszowa, na pewno tu wrócę:)