niedziela, 13 października 2019

Wyspa Kos, Grecja - Dikeos i Zia

Co by nie powiedzieć, wioska Zia leżąca u stóp Dikeosa jest przereklamowana, według moich preferencji. Jakby nie fakt, że poszłam w góry, to wyjazd do Zia byłby dla mnie rozczarowujący. Bo jakież ona ma atrakcje ? Widoki (z Dikeosa i innych miejsc lepsze), liczne kramy z pamiątkami - a gdzie ich nie ma ? Zresztą w Zia wcale nie ma ich aż tak wiele, aby nie przelecieć ich w kwadrans, parę galerii i koniec. Jest jednak mocno reklamowana jako wioska górska. Nie zauważyłam w niej żadnego specyficznego klimatu, śladów folkloru itp. Fakt, że kupiłam tam robioną w domu kaneladę i oliwę z oliwek, ale te produkty są także gdzie indziej. Najwięcej emocji dostarczył mi dojazd do niej. Miałam chęć skorzystać z roweru, ale był wiatr... Pojechałam autobusem. I dobrze zrobiłam. Ostatnie kilka kilometrów to mozolne wspinanie się pod górę wąską droga. Jeśli z naprzeciwka nadjechał osobowy to musiał się cofać, aż znalazł miejsce, żeby się schować i aby autobus mógł przejechać. Kiedy nadjechała ciężarówka, kierowca autobusu cofał, aż znalazł miejsce do częściowego chociażby usunięcia się z drogi. Czy muszę dodawać, że z jednej przynajmniej strony było strome zbocze:)? Trasę 16 km przejechaliśmy w pół godziny.  




















Poszłam szukać szlaku w góry. Znalazłam drogowskaz, ale jak za nim poszłam, to trafiłam na cmentarz:) Okazuje się, że mniej więcej w połowie drogi był na słupie maleńki człowieczek z kijkami z maleńką strzałką w innym kierunku. Poszłam. Przez domowe podwóreczka, białe schodeczki, obok wejść do domów i obok kurników:) Droga była jednak prawidłowa. Mogłam jeszcze iść koło restauracji, ale taką drogę uznałam za mniej ciekawą.




Pierwsze pół godziny to luzik - szeroka równa droga lekko pnąca się pod górę tzw. stokówka. Co chwilę słuchać było beeee i beeee i albo wprost na drogę albo tylko na pobocze z krzaków wyłaziła jakaś koza. Kolejne pół godziny to prawdziwy górski szlak. Wyraźnie oznaczony, uczęszczany,  wąski, kamienisty i stromy. Prowadził przez pachnący, zielony las. Ostatnie pół godziny to był hardcore!:)  Skończyła się linia lasu i wyszłam na odkryty teren. Od razu uderzył mnie podmuch tak silny, że ledwo utrzymałam równowagę. Wiało tak, że włosy wyrywało z głowy. Miejscami nie dało się rady iść inaczej niż na czworakach. A obok urwisko. Szczęśliwie wiało z boku, więc wiatr dociskał do zbocza, a nie zwiewał z niego. Po kwadransie miałam myśl, aby zawrócić, w końcu PRAWIE już zdobyłam szczyt Dikeos.  Ale nie poddałam się i poszłam dalej, choć wiało sto razy gorzej niż w kieleckim. Byłam bardzo ostrożna i starannie wybierałam miejsce dla kolejnego kroku. Co parę minut mijali mnie pojedynczy turyści schodzący już z góry. Też częściowo na czworakach:)  Jednak dałam radę, bo dla takich widoków jak z Dikeosa człowiek dałby się pokroić. Cała wyspa  Kos leżała u moich stóp. I wszerz i wzdłuż. Od miasta Kos po Kefalos. Od Kardameny po Tigaki. Góry, morze, Turcja na horyzoncie, wyspa Kalymnos i inne, których nazw nie znam, słone jezioro, małe górskie wioseczki i duże miasta. Bosko. Na szczycie wkopany w ziemię domeczek, pewnie w razie czego można tam przenocować. Krzyż z białych grubych rur, oczywiście grecka flaga (Grecy kochają swoją flagę) oraz cerkiewka w biało niebieskich barwach. Trzymając się skał i drzew mogłam patrzeć na dwie strony góry. Lasy i strome urwiska. Piękne miejsce. Bardzo się cieszę, że weszłam na szczyt, to była fajna przygoda.