sobota, 7 października 2017

Korczyna

Cmentarz żydowski w Korczynie leży poza miastem i co dziwne, na cztery zapytane o drogę osoby - tylko jedna miała jako taką orientację. A przecież na cmentarzu znajduje się prawie 500 nagrobków, to nie jest jakiś drobny obiekt. Obejrzałam sobie niektóre z nich dokładnie i mam zajęcie na kilka wieczorów: szukam interpretacji żydowskich symboli nagrobnych. To bardzo ciekawy temat.

Sam cmentarz to niesamowite miejsce! Otoczony jest wysokim murem, a po otwarciu bramy najpierw trochę się rozczarowałam, gdyż przywitały mnie 2-metrowe chwasty. Kiedy jednak się przez nie przedarłam, wprost osłupiałam. Przede mną stały setki kamiennych macew, niektóre proste, inne pochylone. Półmetrowej i półtorametrowej wysokości, a niektóre nawet wyższe.  Jedna koło drugiej, częściowo omszałe, ale w większości czytelne ( o ile ktoś umiałby przeczytać te robaczki), z pięknymi płaskorzeźbami. Ogarnął mnie niesamowity nastrój, powodujący, ze szeptem przepraszałam zmarłych, że zakłócam im spokój i po prostu stałam z wytrzeszczonymi oczami. Takiego cmentarza jeszcze nie widziałam. Zazwyczaj zachowało się kilka macew, a jak więcej, to zwykle kirkut jest uporządkowany, płyty ładnie ułożone, jak na przykład w Pradze. A tu nagrobki stały jak milcząca armia, wśród wysokich drzew i krzewów, a drżące plamy słońca nadawały im wrażenie ruchu.

Żydzi stanowili 20% mieszkańców Korczyny. Druga wojna światowa położyła kres korczyńskiemu sztetl - większość zginęła w obozie zagłady w Bełżcu, a wielu rozstrzelano w egzekucjach w Warzycach i Woli Jasienieckiej oraz na wspomnianym kirkucie. Ostatni korczyński rabin Eliyahu Rubin został zamordowany z całą swą rodziną. Z siedmiuset osiemdziesięciu sześciu Żydów, mieszkających tu w 1939 roku, Holocaust przeżyło tylko zaledwie kilku.