Poniedziałek Wielkanocny w tym roku był bardzo słoneczny i ciepły, więc wymyśliłam sobie, że pojadę na Roztocze wschodnie w jakieś miejsce, gdzie mnie jeszcze nie było. Tym sposobem trafiłam do miejscowości Zatyle i do wsi Werchrata na wzgórze Monastyr. W linii prostej miejsca te dzieli jakieś 10 -11 km, ale Zatyle leży w województwie lubelskim, a Werchrata w podkarpackim. Moja wizyta przypadła na czas politycznej awantury, ale o tym będzie pod koniec wpisu.
Zacznę jednak od początku czyli od mordu w Zatylu z dnia 16 czerwca 1944 roku. Tego dnia rano przed 7.00 z Bełżca ruszył pociąg osobowy do Rawy Ruskiej. Oba miasta leżały wówczas w Polsce. Pociągiem jechała miejscowa ludność (polska, żydowska, ukraińska) na zakupy do miasta, do urzędów, w odwiedziny - ot, zwykły dzień, gdy ludzie załatwiają swoje codzienne sprawy. Pociąg prowadził ukraiński maszynista Zahariasz Procyk. Kilka kilometrów za Bełżcem, w lesie, na wysokości wsi Zatyle pociąg zaatakowała Ukraińska Armia Powstańcza. Miejsce oraz czas rozpoczęcia napadu zostały z maszynistą dokładnie uzgodnione. Bandyci z pociągu wyciągali polskie dzieci, kobiety i mężczyzn, których następnie bestialsko mordowali.
Upowcy wylegitymowali podróżnych, by potwierdzić ich narodowość. Ukraińcy zostali puszczeni wolno, natomiast Polaków i Żydów wygoniono z wagonów. W pierwszej kolejności zaczęto strzelać z broni maszynowej do mężczyzn, następnie zabito kobiety i dzieci.
W archiwum w Kijowie ujawniono przypadkowo nagranie dźwiękowe, relację uczestnika napadu na pociąg Petra Chomyna, ps. „Pyrjan”. Podane przez niego szczegóły zgadzały się w stopniu na tyle wystarczającym z dotychczasowymi ustaleniami, że wg historyków nie budzą żadnych wątpliwości, iż napadu na pociąg dokonała bojówka okręgowa SB OUN „Borysa”.
Podawana liczba ofiar jest różna i waha się od 41 do nawet 75 osób, w tym mężczyźni, kobiety i małe dzieci. Różnice te wynikają z tego, że nie udało się zidentyfikować wszystkich zabitych, poza tym część ciał rodzina i bliscy zabrali zanim na miejsce mordu przybyli żołnierze polscy, w tym porucznik Armii Krajowej Tadeusz Żelechowski, który dokonał, wraz z podległymi partyzantami, dokumentacji fotograficznej i opisowej tragicznego zajścia. Widziałam te zdjęcia w internecie - tylko dla osób o silnych nerwach. Najwięcej ofiar zostało pochowanych na cmentarzach w Bełżcu oraz Tomaszowie Lubelskim.
Początkowo nieopodal miejsca zbrodni stanął krzyż zespawany z kolejowych szyn, a w 1996 roku ufundowano pamiątkowy pomnik.
W 1804 roku zarządzono konfiskatę dóbr ruchomych i nieruchomości monasteru, więc dwa lata później mnisi przenieśli się już do Krechowa. Wykonany spis majątku był zaskakujący, ponieważ okazało się, że mnisi zaniedbali klasztor, nie inwestowali dochodów, wszystko "przejedli" i potracili, a wyposażenie było skromne i liche. Władze austriackie doszły do wniosku, że nic im po takim marnym majątku i zabudowania klasztorne, opuszczone, zaniedbane po prostu rozleciały się. Zostały po nich resztki ruin i lochów.
Pierwszy pomnik postawiony na górze Monastyr, był przedsięwzięciem nielegalnym, zainicjowanym przez Dymitra Bogusza ze Związku Ukraińców Podlasia (ZUP). Podkarpacki Urząd Wojewódzki stwierdził, że Bogusz naruszył ustawę o grobach i cmentarzach wojennych, a także przepisy leśne i budowlane. Równie kontrowersyjny i budzący wiele wątpliwości był napis umieszczony na pomniku, który głosił, że w tym miejscu spoczywa 45 partyzantów z sotni „Szuma” zastrzelonych przez NKWD.
W internecie znalazłam powyższe zdjęcie, najstarsze, do jakiego udało mi się dotrzeć. Nie wiem, kto jest autorem, występuje na wielu stronach www bez podania źródła. Poniższe 4 zdjęcia też z internetu, powszechnie wykorzystywane jako ilustracyjne.
Protesty lokalnej ludności i wielu polskich organizacji skłoniły polskie władze do podjęcia decyzji o rozebraniu pomnika, ale decyzja ta została zmieniona, ponieważ ZUP zobowiązało się do legalnego postawienia nowego pomnika. Ostatecznie w 2010 roku położono pytę z nazwiskami 62 członków UPA - na koszt państwa polskiego, co wobec treści tablicy jest mocno kontrowersyjne.
Na tablicy był napis: "Tu spoczywa 45 ukraińskich powstańców z sotni Szuma, którzy zginęli 3 marca 1945 roku w walce za wolność i niepodległość ukraińskiego i polskiego narodu. Przez zdradę, oni, najdorodniejszy kwiat Ukrainy osaczeni w Monasterskich lasach przez Bolszewików i UB bronili się zawzięcie i nie poddali się, jak przystało godnym synom Ukrainy. Przechodniu stojący na tej ziemi naszych ojców, wspomnij o nich w swojej modlitwie, bo oni nam nieśli wolność".
Wystarczy wrzucić w internet hasło "sotnia Szuma", żeby zobaczyć, jacy to byli "bohaterowie" i ile krwi mieli na rękach.
W 2015 roku nieznani sprawcy rozbili tablicę z nazwiskami członków UPA i pomalowali krzyż na polskie barwy narodowe.
Pięć lat później, w 2020 roku, pomnik ponownie został zdewastowany. Tablica, ta wcześniej uszkodzona, została całkowicie rozbita, a jej fragmenty wrzucono do dołu. Jakiś czas później umieszczono nową, dwujęzyczną tablicę bez nazwisk członków UPA z tekstem: „Zbiorowa mogiła Ukraińców, którzy zginęli w walce z sowieckim KWD w lasach monasterskich w nocy z 2 na 3 marca 1945 roku.”
W tym roku nieznane osoby wymieniły tablicę na inną, bardziej adekwatną do historycznej prawdy. „Zbiorowa mogiła Ukraińców, członków UPA odpowiedzialnych za terror i ludobójstwo na bezbronnej ludności polskiej, ukraińskiej i żydowskiej. Panie Boże, miej miłosierdzie dla nich i nie poczytaj im ich strasznych czynów jakich się dopuścili na swoich braciach. Przebaczenie nie oznacza zapomnienia, ale uzdrowienie bólu'.”
Oprócz tablicy, na krzyżu zamiast tryzuba pojawił się krzyż chrześcijański czyli także unicki. Dodatkowo na pniu wysokiego drzewa zostały umieszczone trzy kamery monitorujące ruch w okolicy pomnika.
No, a teraz jest jak na wstępie tematu (niżej to już moje zdjęcie z 21 kwietnia 2025 r.). To żółte, co wystaje z lewej strony to blaszana tabliczka z krzyżem prawosławnym (!) i treścią: "Ś.P. Obywatele Polski narodowości ukraińskiej polegli w walce z NKWD 2/3 marca 1944. Wieczna im pamięć."
Sprawą zajmuje się policja z Lubaczowa, która ustala, kto dokonał wymiany tablicy i gdzie jest ta poprzednia.
23 kwietnia resorty Polski i Ukrainy wyraźnie potępiły incydent, wskazując na jego szkodliwy i prowokacyjny charakter. Wydały oświadczenie o treści: „Stanowczo potępiamy akt wandalizmu dokonany wobec jednego z ukraińskich miejsc pamięci w Polsce. Nielegalnie umieszczone napisy i znaki muszą zostać niezwłocznie usunięte. Mamy do czynienia ze świadomą prowokacją, która służy m.in. interesom państwa-agresora – Rosji – i ma na celu zakłócenie konstruktywnego dialogu, który w ostatnich miesiącach rozwija się pomiędzy naszymi krajami.”
Hmmm....
Odnowienie pomnika/mogiły ma być jednym z warunków, jakie Ukraina postawiła w zamian za zgodę na prace ekshumacyjne na Wołyniu. Rzecznik ukraińskiego MSZ potwierdził powołanie polsko-ukraińskiej grupy historyków, którzy mają wypracować wspólne rozwiązania w kwestii miejsc pamięci. Ukraińcy żądają wymiany tablicy na taką, która była przed 2015 roku czyli z nazwiskami członków UPA.
Cytat znaleziony w Internecie na podsumowanie sprawy: "Banderowcy na Monastyrze to ludobójcy, nie żadni bohaterowie, żaden pomnik im się nie należy."
Bohaterowie nie walczą z dziećmi, kobietami, rolnikami. Walczą z wojskiem, które zagraża wolności ich kraju, tak jak teraz na froncie w czasie wojny z Rosją.
Korzystałam najwięcej z informacji na stronach: zlubaczowa.pl oraz suozun.org