Aby tam dotrzeć, należy przejść kilka kilometrów ze współczesnego Pyli, widoki wynagradzają trud.
Najpierw Nowe Pyli do którego dojechałam autobusem pełnym czarnoskórych uchodźców (tu jest dla nich ośrodek).
Wyżej: grobowiec Harmylosa – starożytnego władcy wyspy Kos.
Za nowym Pyli zaczyna się droga ku staremu Pyli, bardzo malownicza.
Tutaj w 1830 roku epidemia cholery zdziesiątkowała mieszkańców. Po jej ustąpieniu pozostali żywi także odeszli uważając wioskę za przeklętą. Obecnie zostały tylko ruiny. Z wioski można dostać się do ruin zamku. Oczywiście, jako jedna z nielicznych, wlazłam na szczyt, a dusza siedziała mi na ramieniu:) Idzie się po resztach murów, bez żadnych zabezpieczeń, a na szczycie stoi się nad urwiskiem na małej przestrzeni, żadnych barierek, siatek czy osłon. Nieostrożny ruch i lecisz w dół. Ale byłam i widziałam, a drugi raz już raczej nigdy się tam nie znajdę, więc po prostu MUSIAŁAM.
Idąc stromym zboczem dojdzie się do kościółka położonego u stóp góry zamkowej.
Wnętrze cieszy oczy dużą kolekcją kolorowych obrazów.
Teren koło cerkiewki opanowały kozy.