czwartek, 10 lipca 2025

Roztocze - okolice Tomaszowa Lubelskiego

Łatwo można zauważyć, że preferuję odwiedzanie i zwiedzanie mniejszych miejscowości i miasteczek, bardziej mnie rajcują niż te większe. Jeżdżąc w różne części Roztocza mijam lub przejeżdżam przez Tomaszów Lubelski, ale chyba tylko raz się tam zatrzymałam:) Pewnie ze szkodą dla własnych wrażeń, ale także tym razem krążyłam wokół Tomaszowa, zostawiając miasto na kolejną okazję.

Przed Tomaszowem zajechałam do wsi Antoniówka w gminie Tarnawatka. 

Tutaj urodził się Mietek Kosz, genialny polski pianista i kompozytor, który przyczynił się do rozwoju polskiej szkoły jazzu. Był pierwszym Polakiem, który zagrał i na dokładkę wygrał, prestiżowy festiwal jazzowy w Montreux. Nie widział od dziecka, mając 12 lat stracił wzrok całkowicie. Zmarł w wieku 29 lat. Postać tajemnicza i tragiczna. Już we wczesnym dzieciństwie stał sią ofiarą przemocowego ojca, który 3-letniego chłopca zamknął w stajni z końmi z nadzieją, że go stratują i pozbędzie się życiowego balastu. Matka powodowana troską o syna opuściła męża i zajęła się dzieckiem samodzielnie, niestety wkrótce zmarła. Były to lata 40-te XX wieku.  Dzięki miejscowemu proboszczowi kilkulatka umieszczono u zakonnic w Laskach. To one zauważyły, że dziecko ma talent muzyczny i poleciły go do szkoły muzycznej do klasy fortepianu, którą skończył z wysokimi notami, ale na studia muzyczne nie było go stać, musiał na siebie zarabiać. Grywał w krakowskich klubach i kawiarniach: „Literackiej”, „Pod Jaszczurami”, w „Helikonie”, tam gdzie mistrzowie Stańko i Komeda. Wieść o niespotykanym talencie dotarła do stolicy do Polskiej Federacji Jazzowej, od 1967 roku zaczął nagrywać dla Polskiego Radia, współpracował z Janem „Ptaszynem” Wróblewskim, brał udział w festiwalach  Jazz Jamboree i Jazz nad Odrą i we wspomnianym festiwalu w Montreux. Sam Ray Charles, zachwycony jego muzyką, chciał sprowadzić niewidomego jazzmana do USA, lecz polskie władze nie zgodziły się na jego wyjazd. Na YT jest dostępna jedyna nagrana płyta Mietka Kosza:

Utwory Mietka Kosza

Mietek Kosz w 1973 roku wypadł przez okno mieszkania w Warszawie. Nie wiadomo dlaczego, może był nieostrożny, a może celowo ?  Jego życie stało się tematem pięknego filmu fabularnego "Ikar. Legenda Mietka Kosza" z doskonałą rolą Dawida Ogrodnika, w reżyserii Macieja Pieprzycy.

Ikar. Legenda Mietka Kosza

Pochowany został w TARNAWATCE, na cmentarzu parafialnym. W Antoniówce upamiętnia go mural na ścianie wiejskiej świetlicy. Domu Koszów we wsi już nie ma od dawna.


 
Jak już na tym cmentarzu jestem, to zerkam jeszcze na zbiorową mogiłę Żołnierzy Września 1939 roku...


...oraz mogiłę ofiar pacyfikacji wsi Sumin przez hitlerowskich oprawców w styczniu 1943 r.  Wieś została spacyfikowana, po egzekucji mieszkańców większość zabudowań rozebrana, wiele też spalono (łącznie ze zwłokami). W lipcu 1958 roku zwłoki ofiar ekshumowano i pochowano na cmentarzu we wspólnej mogile. Ofiarami w większości byli mieszkańcy prawosławni, Polacy w mniejszości.


Na skraju współczesnego cmentarza zgromadzono nagrobki i pomniki, które stały tu dawniej, czyli pochodzące z  cmentarza unickiego.




 
Nad nimi pięknie pachną stare lipy i gra muzyka pszczelich skrzydełek.


W Antoniówce odwiedzam jeszcze poza wsią  miejsce pamięci w formie cmentarza wojennego żołnierzy Września 1939 poległych w bitwie z hitlerowcami w trakcie drugiej bitwy tomaszowskiej, która trwała od 22 do 27 września 1939 roku.



23 i 24 września 1939 r. , w czasie bitwy o Tomaszów Lubelski, polskim żołnierzom m. in. z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, udało się na chwilę wyprzeć Niemców ze wsi Antoniówka, ale natarcie załamało się w ogniu niemieckiej artylerii oraz karabinów maszynowych. Polska strona poniosła znaczne straty. Na cmentarzyku pochowanych jest 487 żołnierzy. Znane nazwiska 146 z nich są wymienione na dwóch tablicach pomnikowych, na terenie cmentarza ustawiono również pomnik w formie kamiennego trapezu. 


Stąd niedaleko do Zaboreczna


Podjeżdżam na skraj lasu, a potem idę kawałek pieszo w zagajnik. Tu kolejne upamiętnienie polskich bohaterskich żołnierzy.


Tutaj 1 lutego 1943 roku 250-osobowy oddział Batalionów Chłopskich dowodzony przez kpt. Franciszka Bartłomowicza "Grzmota" stoczył zwycięską bitwę  w obronie wsi Zaboreczno z oddziałami żandarmerii niemieckiej w liczbie 600 żołnierzy i osadników niemieckich. Zginął jeden polski żołnierz, dwóch zostało rannych. Na temat strat niemieckich niech mówi fakt zamówienia przez nich po bitwie 103 trumien. 



Zwycięstwo pod Zaborecznem miało duży wydźwięk moralny. Zamojszczyznę Niemcy planowali zasiedlić  Ukraińcami oraz 10 tys. osadników niemieckich z Rumuni. Prowadzili też akcję pacyfikacyjną Werwolf  o niespotykanych rozmiarach, w czasie której zniszczono dziesiątki wsi, zamordowano ok. 1000 ludzi, 60 tys. wywieziono i porwano setki dzieci. Niemcy po porażce pod Zaborecznem na pół roku zaprzestali wysiedleń na Zamojszczyźnie, co pozwoliło partyzantom i ludności zorganizować się do dalszej walki i oporu.









 
Z przyjemnością pospacerowałam po lesie przyglądając się roślinom i pracowitym mrówkom, posłuchałam śpiewu ptaków, a w gęstwinie natknęłam się na samotny, ale zamieszkały drewniany dom.

Przygotowując się do wyjazdu natknęłam się na informację, że w okolicy znajduje się wieś o ciekawym założeniu urbanistycznym. To Pańków. Postanowiłam odwiedzić. Na mapie tego nie widać, ale w rzeczywistości wygląda to tak:)


Pańków to bardzo stara wieś powstała w 1548 r. z woli króla Zygmunta Augusta. Sołectwo obejmowało dwa łany ziemi, zagrodę i staw, wokół którego promieniście zaczęto budować domostwa i drogi.


Przez wieki mieszkali tu głównie prawosławni, była tu cerkiew greckokatolicka z 1750 roku, ale została rozebrana w 1938 r. W czasie  II wojny światowej Pańków był kilka razy palony i rabowany.

 
Teraz staw Jęzior, wiejskie drogi, układ działek - to wszystko w Pańkowie jest zabytkiem i podlega ochronie konserwatorskiej. Pańków jest owalnicą, ma układ taki, jaki miewały najstarsze wsie. Działki i drogi rozchodzą się promieniście od znajdującego się w centrum stawu.





Ponieważ temperatura sięgała prawie 30 stopni, z przyjemnością posiedziałam nad stawem, a na molo zrobiłam sobie piknik:)
Okolice są bardzo malownicze, więc zrobiłam sobie także krótki 3-kilometrowy pieszy rajdzik:)









Czyż tu nie jest pięknie ? 

Nasyciwszy oczy widokami, węch zapachami kwiecia i uszy śpiewem ptactwa, wsiadłam w tym upale w klimatyzowane auto i przekroczyłam w poprzek trasę E372 trafiając przypadkowo na stary greckokatolicki cmentarz.  Nie miał żadnej tablicy ani oznaczeń, ale do takich przybytków to ja mam nosa;) Bo jak widzę takie pobocze i kępę drzew i krzaków, a wokół pola, to nie bez przyczyny ten teren też nie jest zaorany. Musi tam coś być:)


Nie wiem, czy teren należy do Tarnawatki czy do Wieprzowa, bo do wsi daleko. Wlazłam w te krzaki i znalazłam nagrobki z epitafiami pisanymi cyrylicą lub po polsku, niektóre dość stare, ale też i nowsze. Najstarszy nagrobek był datowany na 1900 rok, ale był też taki, na którym data była zatarta, a wyglądał na jeszcze wcześniejszy. Te stare są ukraińskie. Nowsze, np z lat 40-tych XX wieku mają napisy polskie.




To jest ciekawe - pismo ukraińskie, imię Josip też nie polskie, ale zatknięta polska flaga.

 
Pod tymi żelaznymi krzyżami leżą: Paweł zmarły w wieku 38 lat 22 czerwca 1922 roku, Helena zmarła w wieku 32 lat w dniu 24 czerwca 1922 roku i mała 4-letnia Antonina zmarła 2 sierpnia 1922 roku. W latach 1919-1924 mieliśmy w Polsce epidemię duru, która zabiła prawie 10 tysięcy Polaków. Czy to też ofiary tej choroby ? Tajemnica śmierci tej rodziny jest już niemożliwa do rozwiązania...


Wcześniej nie widziałam pomników tego kształtu w okolicy, na tym cmentarzu jest ich kilka.



 
Na koniec, opuściwszy chłodny i zacieniony cmentarny teren kieruję się do Wieprzowa. Nazwa wsi wzięła się od nazwy rzeki Wieprz. Legenda głosi, że wieprz, który uciekł z zagrody rył tak długo, aż wytrysnęła woda i tak powstało Wieprzowe Jezioro i wypływająca z niego rzeka Wieprz.


Pomnik wieprza jest, ale jeziorko wyschło co widać poniżej - została tylko łąka, źródełka też tu nie ma, susza.  Źródło "przesunęło się" dość daleko, gdzieś na teren lasu i tam sobie ciurka.



W pobliżu wieprza zauważyłam dość zniszczony budynek oznaczony krzyżem katolickim.



 
To stara kaplica z roku 1959 roku zlokalizowana na terenie wcześniejszych świątyń obrządków wschodnich, w tym cerkwi unickiej. Budowę kaplicy katolickiej ukończono w 1959 r., o czym informuje napis na posadzce kaplicy. Zakrystię dobudowano w 1966. W kaplicy umieszczono pochodzący z Uhnowa drewniany ołtarz z obrazem Matki Bożej Pocieszenia. Wizerunek Matki Bożej trafił do Tomaszowa w latach 50-tych podczas regulacji granicy między Polską Rzeczpospolitą Ludową i ZSRR.

Niestety, nie jest znana data erygowania poprzedniej czyli unickiej parafii pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wieprzowie, która była kontynuatorką funkcjonującej tam przed unią parafii prawosławnej założonej w 1582 r. Status samodzielnej parafii utraciła po I rozbiorze Polski, wraz z zajęciem diecezji chełmskiej przez cesarską Austrię. Wówczas to zapewne w wyniku tzw. reform józefińskich nastąpiła jej likwidacja. Nie został po niej żaden ślad.
Na tym kończę dzień, ale...

cdn, bo to jeszcze nie koniec moich odwiedzin w okolicy Tomaszowa Lubelskiego