Udało się odwiedzić Bieszczady, choć na kilka dni - Bieszczady niskie, gdyż w wysokie na teren BPN z psem niestety nie wolno. Jesień piękna, więc dojazd także był atrakcyjny, wspaniałe widoki we wstającym porannym słońcu, przysłonięte delikatną mgiełką. Jednak im bliżej Bieszczad, tym słońca mniej, a więcej mgły... Przynajmniej na początku:)
Pierwszy przystanek - Liskowate. Teraz niewielka wioska, niegdyś - czyli w XVI wieku - wieś królewska. Zasiedlała ją na przestrzeni wieków ludności różnego pochodzenia: Polacy, Ukraińcy, Tatarzy i Grecy (Ostatnia duża fala greckiej migracji miała miejsce w latach 1949–1951). Dawna drewniana cerkiew grecko-katolicka z 1832 r. p.w. Narodzenia N.P. Marii przejęta w 1974 r. na filialny kościół rzymsko-katolicki jest cennym zabytkiem we wsi. Po II wojnie światowej cerkiew początkowo służyła emigrantom greckim, a następnie do lat 70. XX w. była użytkowana jako magazyn PGR – uległa zatem dewastacji. Teraz jest w remoncie. Świątynia stoi niedaleko drogi na niewielkim wzniesieniu i jest orientowana czyli położona na osi wschód-zachód - prezbiterium skierowane jest na wschód, w stronę, z której ma nadejść Jezus Chrystus podczas drugiego przyjścia – paruzji („Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na wschodzie, a świeci aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego” Mt 24,27).
Rabe - kolejna cerkiewka, drewniana, greckokatolicka, zbudowana w 1852 roku. Cerkiew funkcjonowała jako świątynia greckokatolicka do 1951 roku, czyli do czasu przesiedlenia prawosławnych mieszkańców wioski. Od tego roku świątynia była wykorzystywana między innymi jako magazyn rzeczy zabranych z okolicznych cerkwi. Z czasem pojawiły się informacje, że zgromadzone tam przedmioty zostały wywiezione w nieznanym kierunku. Obecnie pełni funkcję kościoła filialnego pw. Świętej Rodziny parafii w Czarnej.
Większość pierwotnego wyposażenia cerkwi zaginęło lub zostało rozkradzione w latach 50-tych XX wieku. Jednakże zachowały się tu ikony z rozebranej cerkwi w Lutowiskach. Są pośród nich trzy ikony proroków Starego Testamentu oraz dwie ikony malowane na blasze: Ostatnia Wieczerza i Narodzenie Najświętszej Marii Panny.
Stopy aż swędziały, żeby wreszcie ruszyć na jakiś szlak:) Padło na Sine Wiry. Tyle lat byłam u wylotu szlaku idąc do cerkwi w Łopience, a nigdy nie byłam na Wirach. Rzeka Wetlina przebija się tworząc przełom wśród wzgórz Bukowinki i Połomy. Zatem w drogę!
Nie ma wizyty w Bieszczadach bez wizyty w Łopience. Po drodze wypał węgla drzewnego. Niestety, poprzedni znajomy pan już nie żyje (co się stało z kotem ??? ), a jego miejsce zajął pan o większej przedsiębiorczości, bo zamiast częstować turystów bimbrem, pozwala się fotografować i poczęstować trunkami za symboliczne 2 plny:)
Cerkiew św. Męczennicy Paraskewii w Łopience położona jest w przepięknej dolinie, na terenach dawnej wsi Łopienka, która została wysiedlona po II wojnie światowej w ramach „Akcji Wisła”. Opustoszałą wieś zlikwidowano, a zabudowania rozebrano lub spalono. Ocalała tu tylko zniszczona cerkiew św. Paraskewii, która potem była wykorzystywana przez pasterzy dla owiec. Cerkiew w Łopience datowana jest na I połowę XVIII wieku, jest unikalną tego typu budowlą murowaną z nieobrobionego, „dzikiego” kamienia. Przez wieki była miejscem kultu i pielgrzymek do cudownego obrazu Matki Bożej Łopieńskiej. Ikona przetrwała zawieruchę wojenną i powojenną i można ją zobaczyć w kościele w Polańczyku. Natomiast w Łopience wisi jej wierna kopia. Łopienka słynęła też z dużych odpustów, które odbywały się tu co roku i gromadziły okoliczną ludność. Tradycję tą udało się wskrzesić ponownie w 2000 roku.
Za cerkwią przy szlaku znajduje się miejsce po cmentarzu z jednym zachowanym częściowo nagrobkiem oraz z taką oto wężową sosną:)
Polańczyk - samo miasteczko wcale mnie tym razem nie interesowało, byłam tam już kiedyś; natomiast z Polańczyka rozciągają się na okolicę piękne widoki.
Nocowałam w Wołkowyi. Połowa wsi została przed laty zatopiona i obecnie znajduje się na dnie zalewu. Przy niskich stanach wody, zobaczyć można fundamenty rozebranego kościoła.
Mieszkańcy opowiadają ciekawe historie z okresu II wojny. W 1939 po wkroczeniu Niemców napływała w okolice ludność ukraińska ze wschodu. Ludźmi tymi - bez względu na wykształcenie - zaczęto obsadzać stanowiska nauczycielskie w szkołach, także w Wołkowyi. Polacy nie posyłali dzieci do szkoły, w której uczono tylko po ukraińsku. Padły podejrzenia ze strony hitlerowców, że odpowiedzialną za tę akcję jest polska nauczycielka Janina Czternastkowa. Rozpoczęły się prześladowania ludności polskiej i nauczycielki. Upór Polaków spowodował, że przydzielono nauczycielkę Polkę. W budynku szkolnym na parterze dzieci ukraińskie uczył ukraiński nacjonalista Hadzewicz. Polska szkoła w Wołkowyi przestała istnieć aż do 1944 roku.
Wieś została kompletnie spalona przez UPA w lipcu 1946 roku, upowcy uprowadzili do lasu 15 osób cywilnych, po których ślad zaginął. Nie wiadomo do dziś, gdzie i jak zginęli.
Niedaleko Wołkowyi znajduje się cerkiew w Górzance. Została zbudowana w 1935 roku, w miejscu poprzedniej. Wewnątrz znajdują się fragmenty rzadko spotykanego ikonostasu w formie płaskorzeźbionych figur. Ikonostas ten początkiem XX wieku został zakwestionowany przez biskupa jako niekanoniczny - w myśl zasady, że ikonostas powinien składać się z ikon malowanych, wykonanych wg ściśle przestrzeganych reguł. Nakazano go rozebrać, co stało się w roku 1912. Niestety, obiekt był zamknięty, więc nie udało się zobaczyć wnętrza.
Kolejnym punktem programu był wodospad na potoku Czartów Młyn. Najpierw trzeba przejść przez bród:)
Niezależnie od siebie, dwie osoby (właściciel kwatery oraz robotnik leśny) ostrzegali przed wilkami, których podobno w okolicy jest tak wiele, że przychodzą do wsi i zabierają psy. A ja z psem! Radzono trzymać psa na krótkiej smyczy i trzymać się szlaku. No, w górach to raczej nie można inaczej:)
Wodospad pokazał się prawie suchy, ale trasa do niego była malownicza. I tu rada: warto iść trasą górną, jest nieco dłuższa, ale o wiele ciekawsza niż dolna i mniej na niej błota.
A tak wyglądał szlak dolny:)
Baligród, to słynne w całej Polsce nadleśnictwo i nie mniej słynny czołg:) Pomnik - czołg upamiętnia wyzwolenie Baligrodu przez Armię Czerwoną w dniu 24 września 1944 r.
Cerkiew greckokatolicka p.w. Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny w Baligrodzie kojarzona jest z tragicznym wojennym wydarzeniem. 6 sierpnia 1944 roku ukraińscy nacjonaliści inspirowani przez miejscowych księży greckokatolickich (wg IPN nawoływali oni do zabijania Polaków, Żydów i bolszewików) dokonali mordu na 42 Polakach. Sotnia "Burłaki" weszła do Baligrodu, upowcy rozbiegli się pomiędzy domami w poszukiwaniu Polaków. Tych, którym nie udało się uciec czy też schować zgromadzono na rynku. Następnie wyprowadzono ich poza zabudowania i wymordowano. Wśród napastników rozpoznano członków policji ukraińskiej z Baligrodu oraz Ukraińców - mieszkańców sąsiednich wiosek. Jeszcze długo po tym wydarzeniu część polskich mieszkańców ukrywała się w lasach z obawy przed kolejną pacyfikacją.
Nieistniejąca obecnie wieś Huczwice, lokowana została w dobrach Balów z Hoczwi na prawie wołoskim przed rokiem 1552. Po wsi nie ma już śladu oprócz cerkwiska, które w październiku 2016 zostało uporządkowane, a teren ogrodzony.
Na terenie dawnej wsi Huczwice znajdują się jeszcze dwie chatki, oddalone od siebie o kilka kilometrów. Jedna chatka bez adresu w krzaczorach na tajne spotkania:))
Druga chatka to chata studencka "Huczwice", która została zaadaptowana z drewnianego budynku stajni, należącego niegdyś do parku konnego w Jabłonkach.
Obok tej chaty prowadzi szlak nad Bobrowe Jeziorko. Malownicze jeziorko z charakterystycznymi kikutami drzew wystających ponad taflę wody nie jest w obecnej postaci wytworem naturalnym. Powstało sztucznie na podmokłym, lekko zabagnionym terenie, poprzez spiętrzenie wody na płynącym tędy potoku w połowie lat 90.XX wieku. Usypano kilkumetrowej wysokości tamę, wkrótce jeziorko zostało zasiedlone przez sprowadzone tu specjalnie bobry.
Rezerwat Gołoborze niedaleko Rabego - wygląda niczym wielki, usypany z kamieni i porośnięty dość rzadkim z tej strony lasem kopiec. Prowadzi do niego krótka ścieżka i schody z bali.
I to już koniec wycieczki, szkoda:(