Sobibór. Sobie-i-bor czyli ten, co walczy o siebie. Nazwa wsi pochodzi prawdopodobnie od imienia jej założyciela. Do granicy polsko-ukraińskiej jest tu 500 metrów. Miejscowość znana jest z tego, że w okolicy położony jest malowniczy park krajobrazowy chroniący 100-hektarowe partie lasów z licznie występującymi torfowiskami i śródleśnymi jeziorami, takimi jak np. rezerwat Żółwiowe Błota z siedliskami żółwia błotnego, gatunku bardzo rzadkiego, otoczonego ochroną ścisłą od 1935 roku, wpisanego jako gatunek zagrożony do międzynarodowej Czerwonej Księgi Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody. Tym razem jednak pojechaliśmy nie do żółwi. Na leśne spacery po bagniskach najlepsza wczesna jesień, kiedy nie ma komarów, a żółw jeszcze nie śpi. Wczoraj naszym celem był Niemiecki obóz zagłady w Sobiborze. Rzadko zwiedzam miejsca martyrologii, to dla mnie duże obciążenia psychiczne, czułam jednak, że teraz dam radę, a w towarzystwie będzie raźniej.
niedziela, 15 grudnia 2024
Sobibór
Obóz zagłady w Sobiborze, oficjalnie SS-Sonderkommando Sobibor, funkcjonował od maja 1942 r. do października 1943 r. przy stacji kolejowej Sobibór w dystrykcie lubelskim Generalnego Gubernatorstwa. Został utworzony w ramach operacji „Reinhardt” przeprowadzanej w celu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” na tym terenie. Pierwsza grupa Żydów przybyła na teren obozu, kiedy był on jeszcze w fazie budowy. Regularne transporty zaczęły przychodzić od 5 maja 1942 r. Kierowane były one głównie z powiatów: puławskiego, krasnostawskiego, chełmskiego, hrubieszowskiego, bialskopodlaskiego. Potem zmieniono plany i zaczęto przyjmować Żydów m.in. z Niemiec, Austrii, Słowacji, Protektoratu Czech i Moraw, Francji i Białorusi, zaś największą grupę stanowili Żydzi z Holandii. ,
Teren obozu otoczony był z trzech stron zaminowanymi lasami, a z jednej strony zamykała go linia kolejowa. To tu zatrzymywały się transporty więźniów, na tej rampie.
Sąsiednie tory wykorzystywane są do dziś, jeżdżą tędy lokalne pociągi osobowe. Jest też mała stacyjka.
Tak wygląda teraz....
Tak wyglądała w latach 40-tych XX wieku..
A tak w czasie funkcjonowania obozu...
Mam wrażenie, że nic się w wyglądzie stacji nie zmieniło.
źródło zdjęcia: IPN
Muzeum i Miejsce Pamięci znajduje się po przeciwnej stronie. Pierwsze inicjatywy upamiętnienia miejsca kaźni podjęto dopiero w pierwszej połowie lat 60. XX w. Miało to związek z procesami hitlerowskich oprawców w Hagen i Krasnodarze. Najważniejszymi elementami założenia był pomnik autorstwa Mieczysława Weltera przedstawiający kobietę z dzieckiem przy kolumnie nawiązującej do komór gazowych oraz symboliczny kopiec w miejscu cmentarzyska, gdzie palono i zakopywano ciała pomordowanych. Pomnik jest do dziś, inne elementy starej instalacji usunięto.
Był to czas ciężkiej komuny i megalomanii tzw. "przyjaciół radzieckich", więc na pamiątkowej tablicy znalazła się informacja, że w obozie zginęło około 250 000 jeńców radzieckich, co jest wierutną bzdurą, bowiem wśród około 2,5 tys. - 5 tys. Żydów z Rosji jeńców faktycznie było kilkuset. W latach 90-tych odsłonięto nową tablicę pamiątkową z informacją o zagładzie 250 000 Żydów w kilku wersjach językowych, co też było bardzo przeszacowane.
W 2020 roku oddano do użytku nowe Muzeum i Miejsce Pamięci w Sobiborze utworzone przez Komitet Sterujący, w skład którego weszły: Polska, Holandia, Słowacja i Izrael. Informacje umieszczone obecnie na tablicach zostały poparte wieloletnimi badaniami i można je uznać za rzetelne i udokumentowane. W grupie ofiar z Sobiboru znalazło się m.in.: około 71,2 tys. polskich Żydów z dystryktu lubelskiego, około 34 tys. Żydów holenderskich, około 24 tys. Żydów z tzw. państwa słowackiego, około 7,5 tys. Żydów austriackich i niemieckich, około 6,6 tys. Żydów z Protektoratu Czech i Moraw, około 4 tys. Żydów francuskich, od 2,5 tys. do 5 tys. Żydów sowieckich oraz kilka tysięcy Żydów innych narodowości. Łączna liczba ofiar Sobiboru wyniosła około 170–180 tys. osób. Nie potwierdziło się w badaniach naukowych, żeby w Sobiborze mordowano inne ofiary oprócz ludności żydowskiej.
Makieta obozu, którego całkowita powierzchnia wynosiła 31,27 ha. Sobibór był największym obszarowo ośrodkiem zagłady akcji „Reinhardt”. Granice obozu miały nieregularny kształt. Wyznaczało je potrójne ogrodzenie z drutu kolczastego o wysokości około trzech metrów.
W obozie "pracowało" około 25–30 Niemców i Austriaków oraz około 120-200 wachmanów. W opisach zdjęć zawarta jest informacja, że byli to Ukraińcy, choć np. wikipedia twierdzi inaczej. Bardziej wiarygodne dla mnie są jednak informacje ze strony muzeum oraz teatrnn.pl, że wachmani rekrutowali się z Oddziałów Wartowniczych tzw. Hiwis, od słowa Hilfswilliger, które oznacza „chętny do pomocy” lub Trawnikimänner, czyli „ludzie z Trawnik”. W skład Oddziałów wchodzili jeńcy armii radzieckiej , a przede wszystkim Ukraińcy, którzy byli uważani za osoby lojalne wobec niemieckich faszystów. W Trawnikach, kilkadziesiąt kilometrów na południowy-wschód od Lublina był obóz szkoleniowy dla wachmanów.
Sale muzealne są niewielkie i zgromadzono w nich rzeczy należące do zgładzonych: biżuteria, klucze, okulary, fragmenty ubrań, naczynia, przybory piśmiennicze – niektóre można przypisać konkretnym osobom, większość jednak stanowi archiwum anonimowych świadectw śmierci, oraz liczne zdjęcia i dokumenty.
List żony do Związku żydowskiego z prośbą o rozpoczęcie poszukiwań jej męża. Taki paradoks dziejowy. On Żyd rzeźbiarz, współpracujący z Niemcami, jest przez nich wywieziony do obozu, a żona pisze do związku Żydów i podając ten argument współpracy, prosi o pomoc innych Żydów.
Po obejrzeniu wystaw poszliśmy na teren zajmowany niegdyś przez obóz.
Kto oglądał film "Ucieczka z Sobiboru" z Joanną Pacułą, ten może pamięta... Choć odradzam oglądanie tej produkcji, bo jest tak pełna błędów i lukru, że aż zęby zgrzytają...
14 października 1943 r. w obozie wybuchło powstanie. Po zabiciu kilku członków SS oraz strażników, licznej grupie więźniów udało się uciec. Bunt nie objął jedynie obozu trzeciego, 150 więźniów tego podobozu zostało potem rozstrzelanych. Połowę uciekinierów wyłapano od razu. Do końca wojny przeżyło około 50-60 osób z tych, którym się ucieczka powiodła. Po powstaniu Niemcy postanowili zlikwidować obóz. Więźniowie żydowscy sprowadzeni z obozu zagłady w Treblince rozbierali baraki oraz komory gazowe. Po zdemontowaniu urządzeń obozowych grupa ta została rozstrzelana. Teren obozu, krematoriów i cmentarza został wysadzony, zaorany i nasadzony drzewami. Wzniesiono tu gospodarstwo, na którym osadzono jednego z wachmanów ukraińskich. Jego zadaniem było pilnowanie, aby nikt nie próbował rozkopywać terenu i szukać śladów po eksterminacji.
W tle biała Ściana Pamięci. Przebiega po trasie tzw. „Drogi do Nieba” , którą ofiary były pędzone do komór gazowych grupami od 50 do 100 osób.
W tych gablotach są odkopane fundamenty komór gazowych. Do komór gazowych więźniowie wchodzili przez drzwi, które otwierały się na zewnątrz. Zamykano je dopiero, kiedy pomieszczenia były maksymalnie zapełnione. Za budynkiem komór gazowych znajdowała się przybudówka, w której pracował silnik spalinowy. Krzyki mordowanych były zagłuszane przez warkot silnika, co uniemożliwiało usłyszenie ich przez grupy czekające na swoją kolej.
Białym kamieniem wyznaczono położenie komór gazowych, było ich sześć. Więźniowie z Sonderkommando przy pomocy prymitywnych noszy transportowali ciała zagazowanych do masowych grobów. Początkowo ciała były grzebane. W okresie letnim okazało się to problematyczne, bo chowano je płytko, więc od upału gnijące płyny "wypływały" na powierzchnię i powodowały niesamowity odór, dlatego zadecydowano o rozpoczęciu palenia zwłok. W tym celu tworzono stosy paleniskowe z rusztami z szyn kolejowych. Ciała przed wrzuceniem do masowych grobów były przeszukiwane przez „komando dentystów”, którego zadaniem było wyrywanie złotych zębów oraz mostków.
Po zapaleniu lampki przed terenem cmentarza, wracamy Aleją Pamięci. Każdy kamień upamiętnia osobę lub grupę osób.
Opuszczamy teren obozu przygaszeni i przytłoczeni ogromem tragedii.
Nie jest łatwo tu dotrzeć, droga bardzo słaba, dziurawa, tak trochę na końcu świata. Warto jednak zboczyć z utartego wygodnego szlaku, aby wspomnieć i uczcić wielu bezimiennych, którzy nigdy nie wrócili do swoich domów i do swoich bliskich, ginąc w niewyobrażalnych męczarniach.